Na farmie niczym w trzygwiazdkowym hotelu
W fermie drobiu w Bielance koło Gorlic nie tylko przed świętami, ale przez cały rok wszystko kręci się wokół jajek. Trudno się dziwić. Tutaj stały meldunek ma ponad 6000 niosek, które dziennie znoszą 5000 jajek.
Stanisław Kita, hodowca senior, twierdzi, że tylko zadbane kury dają dobre jajka. Ich skład wcale nie zależy od tego, czy kura biega sobie wolno, czy żyje w farmie.
- Proszę spojrzeć na te klatki - jak w trzygwiazdkowym hotelu - zachwala.
W farmie jak w ptasim SPA?
W bielańskim kurniku ruch jak w ulu. Gdakanie słychać od rana.
- U nas czy to przed świętami czy po, pracy jest zawsze tyle samo - trzy razy dziennie karmienie stada, około godz. 10 zbieranie jajek, bieżące doglądanie hodowli – mówi młody właściciel kurnika.
Pan Fabian z koszykiem przez kurnik nie chodzi. Tu wszystko działa automatycznie.
- Jak kura jest zdrowa i zadbana, to i szczęśliwa nawet w klatce. Przecież im tu niczego nie brakuje – wtrąca pan Stanisław.
Rzeczywiście w kurniku jest czysto. Nie ma też mowy o fetorze. Wszystko dlatego, że kurze odchody przez kratkę spadają na taśmę i nią raz w tygodniu są transportowane poza kurnik.
W tej samej klatce dla intymności, kury mają parawanik, a za nim matę do niesienia. Zanim z krzykiem każda pochwali się, że właśnie zniosła jajko, to po pochyłej podłodze stoczy się ono na taśmę do transportu.
Na dowód tego, że kury żyją tu jak w ptasim SPA czy trzygwiazdkowym hotelu, pokazuje grzebalisko i urządzenia do ścierania pazurów.
- Tylko kosmetyczek nie zatrudniamy - śmieje się.
Nie rozmiar, a numer ma znaczenie
Około 10 rano, gdy na taśmie, aż gęsto jest od jaj, właściciel uruchamia linię transportową. Jajka wędrują wysoko pod sufit. Potem jak na ruchomej taśmie w supermarkecie zjeżdżają w dół do sortownicy, która dzieli je na te klasy S, M, L i XL. To miejsce, w którym wychwycić trzeba wszystkie jajka, które są nawet odrobinę pobrudzone czy natłuczone. Wszystkie czyste i nienaruszone wędrują dalej – na wagę. W międzyczasie docierają do urządzenia, które nabija stosowne numery na każde jajko.
- Niewielu wie, co znaczą te cyfry i litery, a warto to wiedzieć dla swojego bezpieczeństwa - tłumaczy.
I tak pierwsza cyfra: 0, 1, 2, 3 oznacza rodzaj chowu. To odpowiedniki kolejno: ekologicznego, wolnowybiegowego, ściółkowego i klatkowego - jak na przykład u Kitów. Dalej mamy symbolikę państwa, w którym jajko wyprodukowano. Kolejne cyfry to weterynaryjny numer identyfikacyjny fermy, oznakowanie województwa i powiatu, kod określający rodzaj działalności fermy i wreszcie numer producenta.
- Jeśli komuś zdarzy się, że kupi nieświeże jajka, to po tym kodzie, jak po nitce trafi do producenta - tłumaczy dalej pan Stanisław.
Karma bez antybiotyków i hormonów?
Też za pomocą taśmy dostają karmę. Zawsze trzy razy dziennie. Wcale nie jakąś chemiczną. Broń Boże z antybiotykami czy hormonami.
- Dbamy o kury i karmimy je naturalną paszą, w której składzie jest rozdrobniona kukurydza, pszenica, soja, słonecznik, do tego pszenne otręby, a także witaminy A i E, mangan, cynk, jod, żelazo. Jajka trafiają wprost na sklepowe półki, więc nie ma szans, by te „marketowe” mogły konkurować z jakością i świeżością tych naszych – mówi z kolei Fabian Kita.
Niestety tak mała ferma nie może konkurować z potentatami rynku, którzy sprzedają do sieci i marketów takie ilości, że mogą pozwolić sobie na konkurencyjna cenę.
- Nam wystarczy niewielki regał w lokalnym sklepie i informacja, że jajka są dostarczane na bieżąco. Codziennie świeże. Sprzedajemy jajka lokalnym piekarniom, cukierniom, restauracjom, a także ośrodkom uzdrowiskowym na terenie powiatu gorlickiego i nowosądeckiego – mówi Fabian Kita.
O ptasiej miłości...
O kurzym SPA już było. Ale okazuje się, że w kurniku liczy się też miłość. Między welonem upierzonych na biało niosek nie trudno zauważyć ciemne osobniki - czerwone, albo czarne. Choć przed południem, już po pierwszym karmieniu nie słychać ich piania, Fabian Kita zapewnia, że budzika na farmie nastawiać nie musi.
- Tak to już jest, że kupując stado niosek, kupujemy też koguty. Kogut zachowuje się w stadzie niczym szeryf – pilnuje porządku, a jego nieobecność generuje konflikty wśród kur, które mogą toczyć ze sobą boje o pozycję lidera - tłumaczy hodowca.
W meandry kurzej miłości staramy się nie wchodzić, ale gołym okiem widać, że w tej sytuacji część damskiego stada wydaje się być pokrzywdzona.
- Uprzedzam pytanie. Nasze koguty co jakiś czas zmieniają lokal, no i tym samym towarzystwo - śmieje się hodowca.
...i o pogaduchach w kurniku
Kurze życie to nie tylko jedzenie, niesienie i kurza miłość. Czasami aż śmiać się chce, gdy w ponad 6000 tysięcznym stadzie zaczynają się pogaduchy.
- Oczywiście inne są na okoliczność zniesienia jajka, bo to głośne chwalące się gdakanie. Inne poruszenie panuje w kurniku, gdy tylko usłyszą, że rusza taśma z karmą. W porach między karmieniami jest względny spokój, choć gdy jedna drugiej zajdzie za pióro, to też wiadomo, w której części kurnika właśnie trwa zagorzała kłótnia. Tak samo zresztą, gdyby w kurniku pojawił się ktoś obcy. Od razu wszczynają alarm i wrzeszczą wtedy nie na żarty - dodaje ze swadą hodowca.