Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego podali szczegóły akcji ratunkowej, która miała miejsce 29 grudnia. Informacja o turyście, który potrzebował pomocy przy wchodzeniu z najwyższego szczytu dotarła do ratowników po godzinie 19. Do centrali TOPR zadzwoniła zaniepokojona brakiem wiadomości od męża kobieta.
Ratownicy w tym samym czasie obserwowali przez kamerę zamontowaną na budynku schroniska w Morskim Oku wolno schodzącego turystę. Po pewnym czasie światło przestało się ruszać, a ratownicy postanowili sprawdzić sytuację przy użyciu drona.
- Ratownik dyżurny z Morskiego Oka wykorzystał drona, którego tam mamy i poleciał na tak zwany rekonesans. Okazało, że faktycznie jest na Buli pod Rysami, tuż nad uskokiem ściany osoba, która w pozycji leżącej oczekuje na pomoc - relacjonuje akcję ratunkową Grzegorz Kubicki, ratownik TOPR.
Po nawiązaniu kontaktu z poszukiwanym z centrali TOPR wyruszyła grupa ratowników. W akcji wykorzystano także drony transportowe.
- W trakcie tych lotów dronem transportowym udało się w pierwszej kolejności dostarczyć radiotelefon i to nam bardzo pomogło w ocenie stanu turysty. Ustaliliśmy, czy jest potrzebna większa ilość ratowników, żeby go znosić, czy też zejdzie z nami. Dodatkowo dostarczyliśmy pakiety grzewcze batony, które spowodowały, że mógł czekać na przybycie ratowników.
Ratownicy po dotarciu poszkodowanego najpierw oceni jego stan zdrowia. Mężczyzna był nie tylko bardzo osłabiony, ale najprawdopodobniej też spadał podczas zejścia, o bardzo go osłabiło. Na szczęście mógł chodzić o własnych siłach w asekuracji ratowników
- Mężczyzna schodził o własnych siłach, ale bardzo, bardzo wolno. Przy pomocy ratowników z asekuracją linową udało się dotrzeć z nim do schroniska. Tam został ponownie przebadany i zwieziony do Zakopanego - informuje Grzegorz Kubicki.
Raptowny mężczyzna może mówić o bardzo dużym szczęściu, że został wypatrzony przez ratowników, którzy dostarczyli mu pakiety grzewcze, a następnie sprowadzili. - Była tam dosyć trudna sytuacja, bo turysta został sam na Rysach. Tam już nikt nie schodzi, a on jeszcze dodatkowo trochę pobłądził i zszedł ze szlaku. Nikt by go tam nie znalazł nawet następnego dnia. Nikt nie mógłby go wypatrzyć w tym miejscu, gdzie on oczekiwał - mówi ratownik TOPR.
W trakcie sprowadzania mężczyzna cały czas był jeszcze bardzo osłabiony. Dodatkowo nie był odpowiednio przygotowany do takiej wyprawy. Jak informują ratownicy TOPR mężczyzna miał raki i czekan, jednak nie posiadał kasku oraz lawinowego ABC, które przy zagrożeniu lawinowym powinno być u każdego turysty wybierającego się w Tatry.
- W Tatrach mamy warunki wczesnozimowe. Jest bardzo mało śniegu. To trochę usypia czujność bo tu na dole jest prawie wiosna, a wychodząc w góry robi się ślisko. Szlaki są udeptane, a miejscami występują odcinki lodu. Tatry zimą zawsze są trudne. Ważny jest zdrowy rozsądek. Nie pchajmy się powyżej schronisk, jeżeli nie mamy naprawdę dużego doświadczenia. Wybierajmy takie wycieczki, które są odpowiednie do naszej kondycji, doświadczenia i nie chodźmy sami te góry - apeluje Grzegorz Kubicki, ratownik TOPR.
