Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W powiecie gorlickim biją na alarm. Susza daje się we znaki

Halina Gajda
W powiecie gorlickim biją na alarm. Susza daje się we znakiMonika Tarsa wody w studni nie ma. Z podobnymi problemami spotyka się sporo mieszkańców powiatu gorlickiego
W powiecie gorlickim biją na alarm. Susza daje się we znakiMonika Tarsa wody w studni nie ma. Z podobnymi problemami spotyka się sporo mieszkańców powiatu gorlickiego Lech Klimek
Przynajmniej kilkaset gospodarstw w najbliższym sąsiedztwie miasta ma kłopoty z wodą, a raczej jej brakiem. Kupują w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Gorlicach. Albo po prostu w lokalnych sieciach wodociągowych. - Każdego dnia przy hydrantach w Krygu i Rozdzielu ustawiają się kolejki beczkowozów. Wszyscy po wodę - mówi Czesław Rakoczy, wójt gminy Lipinki. - Na szczęście mamy dobre studnie głębinowe. Wody na razie dla nikogo nie zabrakło, ale kto wie, co będzie, jeśli solidnie nie popada - martwi się.

Chce, żeby wojewoda objął powiat gorlicki stanem klęski suszy. - To pomogłoby gminom w walce o pieniądze na rozbudowę miejskiej sieci wodociągowej - uzasadnia.

W walce z suszą pomagają również strażacy. - Tam, gdzie nie ma hydrantów przy remizach, wodę do celów gospodarczych dowożą druhowie z OSP - mówi Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach. - Zdarza się, że takich wyjazdów jest kilka, a nawet kilkanaście w tygodniu - wylicza strażak.

Monika Tarsa z Klęczan oszczędza, jak może - wyłączyła zmywarkę, pranie wozi do rodziny do miasta. - Mieszkam tu od czterech lat, ale takich kłopotów z wodą jeszcze nie było - kręci głową pani Monika. 

Monika Tarsa, mieszkanka Klęczan, na własnej skórze przekonała się, co to znaczy nie mieć wody w studni. O ile przez lato było w miarę dobrze, to początek jesieni jest po prostu dramatyczny. - Praktycznie przestaliśmy używać zmywarki. Pranie wozimy do znajomych i rodziny w mieście. O długich prysznicach też trzeba zapomnieć - tlumaczy.

Wydawało jej się, że gdy wywiercą studnię w pobliżu rzeki, z wodą problemu nie będzie. Myliła się. - Jedyna nadzieja w planowanym na przyszły rok wodociągu - mówi z troską. 

O złej sytuacji hydrologicznej powiatu świadczy stan Klimkówki. Do zbiornika wpływa zaledwie 0,18 metra sześciennego wody na sekundę. Dla porównania tydzień temu aż trzy razy więcej. - Dopływająca Ropa przypomina raczej strumyczek, a nie rzekę. W miejscu, gdzie od wielu lat nad wodą w oczekiwaniu na rybkę stali wędkarze, rośnie trawa - mówi Maria Gubała, szefowa Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gorlicach. - Rzeka Ropa w Klęczanach ma zaledwie 88 cm, w Bieczu tylko 35 cm, a w Skołyszynie 40 cm - dodaje.

Sytuację na zbiorniku na bieżąco śledzą wędkarze. Jeden z nich, Franciszek Witek, ocenia, że w jeziorze, gdyby liczyć w pionie, brakuje około 12 metrów wody do normalnego stanu. - To ogrom. Musiałoby intensywnie padać ze dwa tygodnie, żeby uzupełnić braki  - ocenia Witek.

Doszło do tego, że można wejść do jeziora, po starej drodze przez Klimkówkę. Odsłoniła się bowiem na sporym odcinku. - Od strony Kunkowej widać fundamenty domów, odsłoniła się nawet zalana zazwyczaj piwnica - dzieli się obserwacjami wędkarz.

Zagrożenia dla ryb na razie nie ma. Po prostu uciekają w głąb jeziora, gdzie jeszcze jest woda.

Janusz Ząbek, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, uspokaja jednak, że na razie nie ma zagrożenia przerw w dostawie wody dla odbiorców tej spółki. - Otrzymaliśmy informację od kierownictwa zapory, że do końca roku, nawet przy  utrzymującej się suszy, zrzut wody ze zbiornika zostanie utrzymany na poziomie dwóch metrów sześciennych na sekundę, co zapewni dopływ wody do ujęcia - mówi. - Poza tym mamy to szczęście, że poniżej zbiornika, rzekę zasilają potoki Bielanka i Bystrzanka - dodaje.

Takiej pewności - że woda będzie w kranie - od dawna nie ma już w wielu domach w okolicznych miejscowościach. We wrześniu MPGK sprzedało prawie 800 kubików wody.

Najczęściej do Stróżówki (142 kubki), Kobylanki (70 kubików), Łużnej (60 kubików), Mszanki (52 kubiki), Ropicy Polskiej (102 kubiki). Wodę kupowali też mieszkańcy Lipinek (42 kubiki) i Moszczenicy (68 kubików). - Do miasta i to na obrzeża trafiło zaledwie 16 kubików. Tylko dzięki systematycznej rozbudowie sieci i modernizacji stacji uzdatniania - zachwala prezes.

Zasadą jest natomiast, że zakład dowozi wodę własnym transportem. Tylko w wyjątkowych sytuacjach można odebrać ją samemu. Powód? Nieuczciwość niektórych klientów. -  Klienci pobierali wodę, ale gdy wystawiliśmy fakturę, ta przez kolejne tygodnie pozostała niezapłacona. Nadmieniam tylko, że chodzi o kwoty rzędu kilku-kilkunastu złotych (metr sześcienny wody kosztuje 3,88 netto). Koszty upomnienia o zapłatę często przekraczają wartość wystawianej faktury - dodaje.

Zapewnia, że zakład nikomu nie odmawia sprzedaży wody, dostawy są realizowane na bieżąco, bez opóźnień.

Czesław Rakoczy, przewodniczący Związku Gmin Ziemi Gorlickiej, planuje zgłosić cały powiat jako teren objęty suszą hydrologiczną. - To, co się dzieje w tym roku, to po prostu katastrofa - mówi Czesław Rakoczy. - Mamy opinie od geologów i meteorologów, którzy potwierdzają, że całkiem realny jest scenariusz, że dojdziemy do sytuacji, że studnie głębinowe nie wystarczą, żeby zaopatrzyć wsie w wodę.  Studnie owszem,  mogą być dopełnieniem, ale cała gospodarka wodna powinna opierać się na dużych sieciach wodociągowych. W naszym przypadku na miejskiej - dodaje.

Wpisanie na taką listę pomogłoby gorlickim gminom w pozyskiwaniu dotacji na rozbudowę sieci wodociągowej, tej miejskiej. Rakoczy twierdzi, że innej możliwości po prostu nie ma. - Tylko tak pewne źródło wody będzie mogło zaopatrzyć między innymi część gminy Lipinki, Biecz - dodaje.

Przykłady ma pod ręką, w swojej gminie, w Lipinkach. - Były dni, że sprzed hydrantów w Krygu i Rozdzielu odjeżdżało dziennie 25-30 beczek z wodą, i to takich po tysiąc litrów - wylicza. - Trudno sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby nie studnie głębinowe. Będzie dramat, jeśli nie popada solidnie, a przyjdzie mroźna zima - martwi się. 

W szymbarskiej stacji Polskiej Akademii Nauk prowadzone są pomiary opadów.  Dane z obserwacji  wprawdzie jeszcze nie włączają czerwonej alarmowej lampki, ale żółte ostrzegawcze światełko już się świeci. - Z pomiarów prowadzonych od stycznia do września wynika, że do średniej opadów brakuje około 80 milimetrów - informuje nas Krzysztof Kiszka ze stacji badawczej instytutu. Tylko pozornie, owe 80 milimetrów to mało. - Obniżył się poziom wód gruntowych, które zasilają przydomowe studnie - dodaje.

Widoków na większy deszcz nie ma. Tak  prognozują... pszczelarze. - W niektórych ulach matki zaczęły czerwić. Młode pszczoły wychowują się w ulu przez 21 dni, potem muszą mieć kilka ciepłych dni na tak zwany oblot - tłumaczy Kazimierz Madzula, pszczelarz z Gładyszowa.

Co to ma do deszczu? Tyle że przyroda wie, co robi. Gdyby miały nadejść zimne i deszczowe dni, pszczoły poszłyby po prostu spać.

W powiecie gorlickim biją na alarm. Susza daje się we znaki

Sprzedaż wody przez wodociągi w poszczególnych gminach (ilość podana w kubikach)

Źródło: Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska