Pana Czernika znał każdy, kto choć raz był na lodach przy Narutowicza. Zwykle siedział przy stolikach, dyskutując z klientami. Jeszcze kilka lat temu od czasu do czasu wychodził z pracowni w fartuchu i z miską świeżych, zimnych łakoci w ręku. Już ze swoimi dziećmi na nowo zaczęłam odwiedzać to miejsce. Kilka razy próbowałam namówić Go na rozmowę o starych, dobrych praktykach produkcji lodów. Nigdy nie zgodził się na publikację, o zdjęciu nie było mowy. Wiadomo było, że sam zaopatruje swoją pracownię w świeże truskawki, borówki, orzechy włoskie, najlepszej marki kakao, co dzisiaj niespotykane w dużych lodziarniach - w wiejskie jajka - skupowane od gospodyń z całego powiatu.
Receptury nie zdradził - być może znają ją pracownicy lodziarni czy rodzina. To jednak dzisiaj jest mało istotne.
Mi w pamięci pozostanie jako człowiek bardzo uczciwy, z sercem na dłoni szczególnie dla dzieci, często dzieci ulicy. Pamiętam jak w drzwiach lodziarni pojawiła się mała Kasia z progu sepleniąc: Jest Pan Celnik? A on wychylał się z zaplecza i częstował lodami za darmo.
W piątek rano dotarła do nas wiadomość o śmierci Zdzisława Czernika, znanego w Gorlicach właściciela lodziarni przy ul. Narutowicza.
Miło byłoby, gdyby pamięć o Panu Czerniku pozostała w lodach Jego receptury
W ubiegły piątek odszedł Zdzisław Czernik
Agnieszka Nigbor-Chmura
Wspomnienie z dzieciństwa. Niedzielna msza święta, potem maraton pod drzwi lodziarni u Czernika, by wbić się w początek kolejki po najlepsze lody w mieście i zdążyć na Poranek do kina Wiarus. Dla mnie równie dobre, najlepsze 30 lat temu i dzisiaj, najlepsze również dla moich dzieci. Na pytanie gdzie są najlepsze lody w mieście córka jeszcze sepleniąc odpowiadała - u Czernika.