Wszystko po feralnym spotkaniu 54-letniej mieszkanki Wierchomli z dużym dzikiem. Doszło do niego w lesie nieopodal tej wioski. Kobieta szła z posiłkiem do swojego męża, który pracował wśród drzew.
- To był wyjątkowy zbieg okoliczności - mówi Stanisław Michalik, nadleśniczy Nadleśnictwa Piwniczna.
- Kobieta spotkała dzika, który wcześniej został postrzelony być może przez kłusowników, bo rany na jego przedniej rapecie, czyli nodze, są inne niż te, które powoduje kula wystrzelona z typowej broni myśliwskiej. Zwierzę leżące przy leśnym dukcie było chore, osłabione i wygłodniałe. Nie miało sił uciekać, więc podjęło szarżę. Pani Jadwiga nie zdążyła umknąć.
Kobieta, choć została ugodzona szablami, czyli kłami dzika, zdołała jednak odpędzić zwierza. Jak tylko mogła najszybciej, udała się też po pomoc do wsi. Stamtąd została przetransportowana do szpitala w Krynicy-Zdroju.
Tropem agresywnego zwierzęcia natychmiast ruszył mieszkający w Wierchomli leśniczy Adam Wnęk, którego ojciec Jan przez 43 lata włodarzył w lasach nad Popradem.
- Dzika, który sam był ranny i zranił mieszkankę Wierchomli, znalazłem w górskim lesie w rejonie Uroczysko-Wspólna - opowiada Adam Wnęk. - Zwierz był bardzo wyczerpany. Jedyne, co można było zrobić w tej sytuacji, to dostrzelić rannego dzika, którego już wcześniej dosięgły czyjeś strzały, tyle że niezbyt celne.
Odstrzelony dzik-rozbójnik został zabrany do Nadleśnictwa Piwniczna i jest przechowywany w chłodni, na wypadek gdyby zaszła konieczność wykonania specjalistycznych badań pozwalających ustalić, czy zwierzę nie było nosicielem jakiejś choroby mogącej stanowić zagrożenie dla człowieka.
Wedle porzekadła myśliwych i leśników, gdy spotyka się niedźwiedzia, trzeba szykować się na łoże, ale napotkawszy dzika, należy szykować się na mary, czyli trumnę.
- Niedźwiedzie przychodzą w Beskid Sądecki ze Słowacji - mówi nadleśniczy Stanisław Michalik. - Zapuszczają się aż w okolice Rytra, ale do tej pory nigdy nikogo żaden miś nawet nie drasnął.
Dzik natomiast jest najgroźniejszym zwierzęciem, jakie człowiek może napotkać w lasach Sądecczyzny. Rzadko jednak bywa agresywny. Zwykle ucieka przed człowiekiem.
- Przed ludźmi nie uciekała locha, czyli samica dzika, która w lutym tego roku podeszła na odległość 20 m od głównej drogi w rejonie hotelu Perła Południa w Rytrze - wspomina nadleśniczy Michalik. - Bardzo wychudzona, ulokowała się w zaroślach i ani myślała odejść. Przez dwa tygodnie dostarczaliśmy jej pokarm. Podjadła i poszła w las.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?