Nie możni tego świata, tylko skromny, emerytowany górnik z Wałbrzycha jest obecnie osobą, do której ustawia się długa kolejka dziennikarzy z całego świata. Przez ostatnie dni, od rana do wieczora, 85-letni Tadeusz Słowikowski cierpliwie odpowiada na pytania dziennikarzy dotyczące "złotego pociągu" z Wałbrzycha.
- Kończcie już wywiad. Ojciec od rana z wami rozmawia. Jest zmęczony, musi odpocząć i w końcu coś zjeść - dyscyplinuje dziennikarzy syn Tadeusza Słowikowskiego - Marek.
Pan Tadeusz uspokaja syna i mówi, że zmęczony jeszcze nie jest, a zje później. Dla niego wyjaśnienie zagadki pociągu, który Niemcy mieli ukryć pod koniec wojny w Wałbrzychu, to życiowa misja.
Po raz pierwszy usłyszał o sprawie pod koniec lat 40. ubiegłego wieku. Przyjechał do Wałbrzycha i zatrudnił się w kopalni, gdzie wciąż pracowało wielu Niemców. - Raz w kopalni Polak kopnął staruszka Niemca, a ja stanąłem w jego obronie. Pozostali Niemcy, którzy to widzieli, nie kryli zaskoczenia, że Polak broni jednego z nich - mówi Tadeusz Słowikowski - Tak zdobyłem sobie ich sympatię, a później zaufanie.
Dzięki temu Słowikowski dowiedział się o tunelu kolejowym, którego wlot miał istnieć w okolicach stacji Wałbrzych Szczawienko. Zainteresowanie Słowikowskiego tematem potęgowały spekulacje Niemców, że żołnierze SS podobno ukryli tam pociąg i cenny ładunek.
Sprawa nie dawała mu spokoju. Zaczął regularne wycieczki na teren pomiędzy 61 i 65 km obecnej linii kolejowej nr 274 z Wrocławia do Wałbrzycha, gdzie obiekt miał istnieć. Udało mu się odnaleźć świadków. - Niemiec Schultz - zawiadowca na stacji Szczawienko, mówił mi, że od torów do tunelu była bocznica za wysokim murem i solidną bramą - wyjaśnia Tadeusz Słowikowski. - Później poznałem Polaka, który w czasie wojny był pomocnikiem maszynisty. Jego lokomotywa miała raz przymusowy postój w tym miejscu. Z ciekawości wszedł na nią i zobaczył za murem wlot tunelu, do którego wchodziły dwa torowiska.
Dopiero w latach 70. Słowikowski bez przykrych konsekwencji ze strony milicji, czy służby bezpieczeństwa, mógł oficjalnie prowadzić swoje dochodzenie w sprawie pociągu. Udało mu się nawet zainteresować Ministerstwo Obrony Narodowej. Pod koniec lat 80. zleciło ono wojewodzie wałbrzyskiemu poszukiwania pociągu w rzekomo zamaskowanych tunelach pod zamkiem Książ. Niczego nie odnaleziono.
W 2002 r. Słowikowski zebrał wszystkie wymagane zgody na prowadzenie wykopalisk w nasypie, gdzie miał być wlot tunelu. Zbudował wówczas makietę, która obrazuje jak mógł wyglądać tunel. Makieta, a właściwie to, co z niej zostało, wzbudza obecnie ogromne zainteresowanie dziennikarzy.
Słowikowski cieszy się, że sprawa, której poświęcił ponad pół wieku może być w końcu wyjaśniona. Wszystko po tym, jak do wałbrzyskiego starostwa, a później magistratu trafiło oficjalne zgłoszenie od kancelarii prawnej reprezentującej dwóch znalazców. W zamian za wskazanie miejsca ukrycia pociągu chcą 10 proc. jego wartości.
- Znam obu znalazców. Byli u mnie i potwierdzili, że odkrycia dokonali na podstawie moich ustaleń i dokumentów - mówi Tadeusz Słowikowski. - Przeprosili, że nie zostałem ujęty w oficjalnym zgłoszeniu sprawy, ale traktują mnie jako pełnoprawnego znalazcę.