28-latek, któremu żona zakazywała jazdy na motocyklu, obawiając się o jego życie, pożyczył motor od kolegi, żeby się na nim przejechać. Wracając z krótkiej wyprawy w teren wypadł z drogi i uderzył w betonowy przepust. Zginął na miejscu.
- Zajęta pogrzebem nie myślałam o odzyskaniu odzieży męża - opowiada "Gazecie Krakowskiej" zrozpaczona wdowa. - Dopiero kilka dni później dowiedziałam się, że prawdopodobnie wszystko zostało zniszczone.
Prokurator rejonowy w Limanowej Janina Tomasik zapewnia, że kask został zabezpieczony do badań przez biegłego. Gdy wyda opinię, zostanie zwrócony rodzinie. Śledczy nie interesowali się natomiast odzieżą zmarłego, ponieważ nie miała ona znaczenia dla dochodzenia dotyczącego śmierci 28-latka.
Dyrektor limanowskiego szpitala Marcin Radzięta powiedział wczoraj "Krakowskiej", że ze względów sanitarnych rzeczy zmarłego zostały zutylizowane. Trzeba to było zrobić, gdyż ani policja, ani prokuratura, nie zabezpieczyły ich do badań. - Na miejscu była rodzina zmarłego - podkreśla dyrektor. - Jego bliscy odebrali dokumenty 28-latka, ale nie zgłaszali chęci odzyskania odzieży. W tej sytuacji, po kilku dniach, została zniszczona.
Wdowa zapowiada, że złoży do prokuratury doniesienie na szpital. Uważa, że przed spaleniem jego odzieży należało ją zapytać o zgodę. - Choć nie ma przepisów regulujących te zagadnienia, moim zdaniem inicjatywę zwrotu odzieży zmarłego powinien wykazać szpital. Grzecznościowo, z szacunku... - uważa sądecki adwokat Marek Eilmes.
Policja uderza w środowisko kiboli
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!