Halny spustoszył Tatrzański Park Narodowy [ZDJĘCIA]
- Podpisaliśmy umowy z firmami, które wygrały przetargi na sprzątanie lasów w Tatrach - powiedział "Krakowskiej" Tomasz Mączka z Tatrzańskiego Parku Narodowego. - Prace ruszą na początku marca. O ile pogoda będzie sprzyjała, optymistyczny wariant zakłada, że uda się ściągnąć powalone drzewa do połowy lata, pesymistyczny, że do końca roku.
Przetarg na posprzątanie 26 obszarów wygrało 11 firm, w tym dwie ze Słowacji. Umówiły się z parkiem, że wyciągną powalone drzewa i zabiorą je dla siebie. Najwięcej drewna z polskich Tatr ściągną Słowacy. Będą pracowali aż w 14 rejonach.
- W sumie do wyciągnięcia jest około 60 tysięcy kubików drewna w strefie ochrony czynnej - informuje Tomasz Mączka. - Według pozwolenia ministra środowiska, 20 procent ma pozostać na miejscu. Zostaną okorowane, żeby nie ułatwiać żerowania kornikom.
Pozostałe około 30 tysięcy kubików wiatrołomów w strefie ochrony ścisłej pozostanie nieruszone.
W Zakopanem i Tatrach wielkie sprzątanie [ZDJĘCIA, WIDEO]
Najwięcej pracy będzie w Dolinie Lejowej, a także na szlakach pomiędzy Dolinami - Kościeliską i Chochołowską. Cały czas, z uwagi na powalone drzewa, zamknięte są szlaki Hala Gąsienicowa - Rówień Waksmundzka, Hala Gąsienicowa - Krzyżne - Dolina Pięciu Stawów, ścieżka nad Reglami na odcinku Dolina Kościeliska - Dolina Chochołowska, Dolina Lejowa, Dolina Kościeliska na Polanę Stoły. - Najdłużej pozostaną nieczynne szlaki w Lejowej i z Kościeliskiej do Chochołowskiej - dodaje Mączka.
W Dolinie Chochołowskiej, którą zarządza Wspólnota Uprawnionych Ośmiu Wsi, sprzątanie idzie pełną parą od dwóch miesięcy. - Jesteśmy tutaj dzień w dzień - mówi Franciszek Leja z Cichego, którego wczoraj spotkaliśmy, jak ściągał drzewa z górskiego zbocza. - Tylko z jednego małego wzgórza udało nam się ściągnąć około 300 kubików drewna. Dziennie, jak nie mamy żadnej awarii sprzętu i panuje sprzyjająca pogoda, wyrabiamy nawet ok. 20-25 kubików.
Robota jest ciężka. Razem z Leją w jednej ekipie pracuje czterech ludzi, w tym trzech Słowaków. - Zatrudniliśmy ich, bo mają profesjonalną wyciągarkę linową. Bez tego nie dałoby rady, ani koniem, a tym bardziej traktorem - przyznaje.
Wyciąg linowy rozciągnięty jest na około pół kilometra. Z potężnego zbocza liny ciągną w powietrzu drzewa i upuszczają na szlak prowadzący do doliny. Potem pracownicy ociosują je piłami łańcuchowymi, a następnie ciągnikiem ustawiają wzdłuż drogi.
- Musimy przy tej robocie cały czas patrzyć, czy nie idą turyści. Bywa, że trzeba kierować ruchem jak policjant na skrzyżowaniu, żeby akurat zatrzymać piechurów, kiedy z góry leci drzewo - zauważa z uśmiechem Leja.
Wczoraj oprócz jego ekipy, na szlaku do Doliny Chochołowskiej działało jeszcze siedem innych ekip z piłami. - Pracujemy ciężko, bo chcemy jak najwięcej drzewa wyciągnąć do początku maja, kiedy zacznie się okres lęgowy kornika. Na pewno nie uda się zebrać wszystkiego. Z 50 tys. metrów sześciennych powalonego drzewa przez halny usunęliśmy już ponad połowę - wylicza Jan Piczura ze Wspólnoty Uprawnionych Ośmiu Wsi.
Halny szaleje w Zakopanem. Zniszczona sieć energetyczna, trakcja, budynki i auta [ZDJĘCIA]
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+