

PROBLEM Z UTRZYMANIEM INTENSYWNOŚCI
Wisła zagrała bardzo dobry, szybki mecz z Zagłębiem. Spotkanie w Niecieczy miało dać odpowiedź na pytanie, czy krakowianie będą w stanie rozegrać kolejne takie spotkanie w przeciągu kilku dni. Nie dali rady. To była inna, gorsza wersja „Białej Gwiazdy”. Czy takie wahania formy wiślaków to będzie częstsza sprawa, przekonamy się dopiero po rozegraniu przynajmniej kilku kolejek. Jedno jest pewne, cierpliwość, o której wszyscy w Wiśle mówią w ostatnim czasie, na pewno mocno się przyda.

PROBLEM Z PANOWANIEM NAD MECZEM
Wisła miała w sobotę problemy z panowaniem nad meczem. Szczególnie w pierwszej połowie. Krakowianie nie potrafili dłużej utrzymać się przy piłce, uspokoić gry. Przegrywali w stykowych sytuacjach, nie zbierali tzw. drugich piłek, grali niedokładnie. Bruk-Bet przez agresywną grę, częste podwajanie, a nawet potrajanie krycia, sprawił, że wiślacy mieli wytrącone z rąk argumenty i pozbierali się dopiero po przerwie.

(NIE)OCZEKIWANA ZMIANA W BRAMCE
O tym, że Mateusz Lis może odejść spekulowano już tak długo, że można się dziwić, jeśli ktokolwiek tym transferem jest zaskoczony. Cała polityka transferowa z bramkarzami, jaką Wisła prowadziła latem, była przecież dyktowana m.in. tym, że ten transfer był bardzo realny. W sobotę zadebiutował Mikołaj Biegański, ale wcale nie musiało do tego dojść! Lis pojechał bowiem z drużyną na zgrupowanie, a gdy okazało się, że sprawa jego transferu będzie „dopinana” w kolejnych dniach, był pytany, czy w takiej sytuacji jest gotowy wejść do bramki. Wahał się, a trener Adrian Gula słusznie uznał, że w takiej sytuacji musi wystawić zawodnika w pełni skoncentrowanego na „tu i teraz”. Biegański debiutancki egzamin zdał. Wiele osób obwinia go co prawda o puszczenie pierwszej bramki, ale dla nas ta sytuacja aż tak oczywista nie jest. Oczywistym natomiast jest to, że gdyby nie Biegański, to już do przerwy byłoby „pozamiatane”, a gospodarze prowadziliby różnicą kilku bramek. I to z debiutu 19-latka trzeba pamiętać przede wszystkim.