

NIC DWA RAZY SIĘ NIE ZDARZA? NA PEWNO?
Gospodarze środowego meczu chętnie nawiązywali do historii, czyli do meczu GKS-u Tychy z Wisłą Kraków w 2007 roku, również w Pucharze Polski. Wtedy na szczeblu 1/8 finału. Przypomniano to spotkanie w meczowym programie, z głośników na stadionie opowiadali o tym bohaterowie tamtej potyczki. W GKS-ie nie spodziewali się jednak chyba, że powiedzenie w środę powiedzenie, że nic dwa razy się nie zdarza, nie będzie miało najmniejszego zastosowania. Scenariusz teraz i czternaście lat temu był bowiem niemal identyczny. Gol dla Wisły w pierwszej połowie, wyrównanie tyszan po przerwie, a później dwie szybkie bramki „Białej Gwiazdy” i zamknięcie tematu awansu. Futbol lubi jednak płatać figle…

ZMIANA PODEJŚCIA DO PUCHARU POLSKI
Na razie Adrianowi Guli w ekstraklasie idzie mocno średnio, a ostatnio nawet słabo. Co innego w Pucharze Polski. Słowak wie, że w klubie chcą, żeby bardzo poważnie potraktować te rozgrywki, ale co najważniejsze potrafił to przekazać drużynie. Nie ma zatem mowy o odpuszczaniu, a nawet jeśli są rotacje w składzie, to zawodnicy, którzy grają, nie robią tego na pół gwizdka.

TAK SIĘ GRA W PUCHARACH
Wisła w Tychach nie zagrała wielkiego meczu, ale zaprezentowała coś, co można by nazwać wzorem rozegrania spotkania z niżej notowanym rywalem. W skrócie chodzi o to, że nie trzeba na siłę forsować tempa, ale starać się robić swoje, a wspomniane tempo podkręcić wtedy, gdy ewentualnie pojawią się kłopoty. I to krakowianie wykonali w środę na medal. Mamy wrażenie, że nie był to dla nich jakiś bardzo wyczerpujący mecz. Ot, wyszli na boisko, zrobili swoje i mogą myśleć o derbach Krakowa.