

WISŁA IDZIE JAK PO SWOJE
Wisła na dwa mecze pod wodzą trenera Mariusza Jopa wyszła jakby chciała od pierwszych minut rozszarpać rywala. Doskok, agresja, przechwyt i szukanie od razu okazji na gole. To nie jest tak, że ktoś wziął czarodziejską różdżkę i nagle nauczył w kilka dni tych piłkarzy czegoś nowego. Mariuszowi Jopowi udało się natomiast najwyraźniej otworzyć głowy zawodników, poprawić stronę mentalną w taki sposób, żeby zyskali pewność siebie. A to od razu przekłada się na obraz gry.

JEDEN GOL, MAŁO, CHCĄ WIĘCEJ I WIĘCEJ
Jest taki pozytywny obraz tej krótkiej, kilkudniowej przygody Mariusza Jopa z Wisłą. Jego piłkarze strzelają bramkę i nie zatrzymują się nawet na moment, tylko od razu idą po następną. Tak jakby byli nienasyceni i chcieli więcej i więcej.

SZUKANIE PRZESTRZENI DO ROZEGRANIA
Wisła niby gra w podobnym ustawieniu jak u Radosława Sobolewskiego, ale są też pewne niuanse, które pomagają trochę zaskoczyć przeciwników. Więcej jest np. szukania gry środkiem, nie tylko skrzydłami. Takie szukanie przestrzeni powoduje, że rywalom nie jest tak prosto ustawić się pod to, co chce Wisła zrobić w ataku. A to przekłada się na sytuację. Górnik przez taką grę „Białej Gwiazdy” był momentami tak rozciągany, że było mnóstwo miejsca, żeby zagrać piłkę w odpowiedni sektor boiska i stworzyć zagrożenie dla bramki gości.