

ZDOBYCZ CZY STRATA?
Gdy Wisła po wkraczała w serię meczów z Legią Warszawa, Lechią Gdańsk, Lechem Poznań i Pogonią Szczecin, nie brakowało głosów, że nie zdobędzie w nich nawet jednego punktu. Ma już dwa, a przed nią jeszcze wyprawa do Szczecina. Oczywiście, wiślacy mają prawo być mocno źli, bo mogli śmiało zremisować w Warszawie, a wygrać z Lechią i Lechem. To jednak klasyczna dyskusja o tym czy szklanka jest do połowy pełna czy pusta. Na ten moment z perspektywy Wisły najważniejsze jest to, że choć trzy z tych bardzo trudnych czterech meczów już za nią, to wciąż pozostaje w kontakcie punktowym z drużynami, które są nad nią. A te dwa „oczka” zdobyte na Lechii i Lechu mogą okazać się decydujące w końcowym rozrachunku.

GRA OBRONNA, CZYLI INNY POZIOM
To, co Wisła mocno poprawiła w ostatnim czasie, to gra obronna. Owszem są jeszcze błędy, ale pozyskanie Josepha Colleya to był strzał w dziesiątkę. Gra po prostu świetnie! Do tego stabilny Michal Frydrych i dwójka bocznych obrońców, która zaprezentowała się w meczu z Lechem z bardzo dobrej strony. Jeśli defensywa Wisły ustała w starciu z tak mocną ofensywą, jaką dysponuje „Kolejorz”, to tym bardziej powinna sobie poradzić w meczach ze słabszymi rywalami.

DRUGA LINIA CORAZ LEPSZA
Pomoc Wisły też zaczyna funkcjonować coraz lepiej. Mecz z Lechem pokazał kolejny raz, ile jakości do drugiej linii wniósł Marko Poletanović. Pozostali piłkarze pomocy przy nim grają po prostu lepiej. Serb jednak to nie tylko regulacja tempa gry, ale również świetnie bite stałe fragmenty gry. To wartość dodana, bardzo cenna.