
CO WYŁĄCZA WIŚLE SPOKÓJ?
Obraz gry był zbliżony. Dominacja przez około godzinę, później zejście z boiska Vullneta Bashy, kilka innych zmian i zaczyna się problem. Tak to wyglądało w Łęcznej z Górnikiem. Tak to wyglądało też w niedzielę w Warszawie. Na domiar złego, zmiennik Bashy, czyli Tachi „przysnął” przy pierwszym golu Polonii chwilę po tym jak wszedł na boisko. A później było coraz bardziej nerwowo i nerwowo. A to rodziło bardzo proste błędy. Straty w momentach, których ich być nie powinno. Prokurowanie fauli, niepotrzebnych rzutów rożnych, co było wodą na młyn rywali. Wiśle chaos nie służy, jej rywalom jak najbardziej. Nie da się oczywiście w dzisiejszych czasach rozegrać całego meczu gołą jedenastką, ale faktem jest, że znów zmiennicy zamiast dodać drużynie animuszu, sprawili, że gra „siadła”. Na szczęście dla Wisły w tej teorii jest i wyłom. No bo przecież trzeciego gola i to wyjątkowej urody strzelił też zmiennik Szymon Sobczak. Wracając jednak do początku, to w tym sezonie wygląda to trochę upraszczając tak - jest Basha na boisku, trzyma środek pola i Wisła nie ma problemu. Nie ma Bashy robi się dziura i rodzi się problem.

TRZEBA POPRACOWAĆ NAD GŁOWAMI
Wiślacy mają chyba jakiś problem z odpornością psychiczną na to, co dzieje się na boisku. Bo jak prowadzą grę, wygrywają, to zachowują spokój, momentami wręcz bawią się futbolem. A później przychodzi jeden, drugi błąd, zaczyna się nerwowość i pojawiają tak proste błędy, że aż trudno uwierzyć, żeby były brakiem umiejętności. Raczej koncentracji i takiego piłkarskiego spokoju. I nad tym krakowianie muszą bardzo mocno popracować. Nie może być tak, że zmiana jednego czy drugiego zawodnika; udana jedna czy druga akcja rywala wprowadzają aż takie zamieszanie w szeregi drużyny Radosława Sobolewskiego. To jest podstawowa sprawa do poprawy w najbliższym czasie. Bo jak jest spokój, to i z grą obronną wszystko jest w porządku, a rywal jest po prostu bezradny.

KONTROWERSJA CZY NIE?
W ostatniej akcji meczu mieliśmy sytuację, w której Polonia strzeliła gola na 3:3, ale sędzia jej nie uznał odgwizdując faul bramkarza „Czarnych Koszul” Mateusza Kuchty na bramkarzu Wisły Alvaro Ratonie. I decyzja arbitra była po prostu słuszna, co jasno wynika z przepisów gry w piłkę nożną i obrazu całej tej sytuacji. Problem z całym zamieszaniem wokół tej sytuacji naszym zdaniem wyniknął bardziej z tego, że prowadzący mecz Grzegorz Kawałko nie wkroczył do akcji bardziej zdecydowanie, tzn. od razu nie zagwizdał, nie wskazał na rzut wolny, nie uciął jednoznacznie spekulacji. Rozpoczęły się dyskusje, przeciąganie i tak już mocno przedłużonego czasu gry. Możemy zdradzić, że sędzia mówił w tym czasie do piłkarzy Wisły, że jest w zasadzie pewny tego, że był faul, ale ponieważ to ostatnia akcja meczu, to on woli to sobie jeszcze sprawdzić na powtórce. I Kawałko pobiegł do monitora, oglądał, oglądał, a później wykonał takie gesty, które mogłyby wskazywać, że gola uznał. I powstało kolejne zamieszanie. Zupełnie niepotrzebne. Sędziemu zatem wypada życzyć w kolejnych meczach dobrych decyzji, ale również jasnego ich pokazywania.

WRESZCIE U SIEBIE, CZYLI ŚWIĘTO NA REYMONTA
W poprzednim sezonie mecz Wisła Kraków - Ruch Chorzów zobaczyło z wysokości trybun stadionu przy ul. Reymonta 22 117 widzów. Już teraz możemy w zasadzie ogłosić, że ten rekordowy wynik wkrótce stanie się historią. Tuż przed północą w niedzielę licznik sprzedanych karnetów i biletów na mecz Wisła Kraków - Stal Rzeszów wskazywał około 19 i pół tysiąca. „Biała Gwiazda” ten mecz zgłosiła na 32 tysiące, czyli w tym przypadku komplet. Do Krakowa przyjadą też licznie kibice Stali Rzeszów, z którymi jednak wiślacy mają mocno neutralne relacje, dlatego bufor pomiędzy sektorami gospodarzy i gości będzie w tym wypadku nieduży. Ten mecz to będzie pożegnanie Jakuba Błaszczykowskiego jako piłkarza. Wszyscy zawodnicy Wisły, z którymi rozmawialiśmy w niedzielę po meczu z Polonią powtarzali to samo, czyli: dobrze, że wreszcie zagramy w domu; chcemy wygrać dla naszych kibiców i Kuby!