

ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Żeby w lidze wygrywać potrzeba wielu elementów. Jednym z nich jest odpowiedzialność za to, co robi się na boisku. Piłkarz musi wychodzić na ligowy mecz skoncentrowany. Jeśli rywal jest lepszy i wygra, to trudno - takie jest życie. Jeśli jednak samemu robi się przeciwnikowi prezenty, to trudno liczyć na pozytywną ocenę. Ten wywód o oczywistych przecież sprawach dotyczy oczywiście pierwszych fragmentów meczu, gdy tak naprawdę na boisku niewiele się jeszcze działo, gra toczyła się wręcz leniwie. W takiej sytuacji naprawdę można od tak doświadczonego zawodnika jak Maciej Sadlok wymagać, żeby grał w swojej strefie odpowiedzialnie, żeby był w pełni skoncentrowany. Umówmy się, że obrońca Wisły nie miał żadnego pożaru, żeby tak zagrywać do Michala Frydrycha. Zagrał właśnie nieodpowiedzialnie i sprawił, że już na dzień dobry drużyna miała problem. Duży problem!

GRA W OSŁABIENIU NIE TŁUMACZY
Choć miało to ogromne znacznie, to jednak sprowadzanie porażki w Białymstoku tylko do błędu Macieja Sadloka byłoby zbytnim uproszczeniem sprawy. Futbol zna tyle przykładów drużyn, które grając w dziesiątkę potrafiły nawet wygrywać, że naprawdę nie przesadzajmy. Zresztą daleko szukać nie trzeba. Nie tak dawno przecież Wisła prowadziła u siebie z Rakowem Częstochowa 1:0, gdy jeden z rywali wyleciał z boiska. Jak się skończył ten mecz? Wygraną Rakowa 2:1. Można? Można.

KREATYWNOŚĆ
Żeby myśleć o korzystnym wyniku, trzeba coś wykreować na boisku. Nawet grając w osłabieniu można to zrobić. Wisła jednak po tym względem wyglądała w Białymstoku koszmarnie słabo. Do przerwy stać ją było na jedną przypadkową akcję, po której szansę na gola miał Jan Kliment i stały fragment gry, który przyniósł gola. Zresztą też w znacznym stopniu dzięki nieporozumieniu Błażeja Augustyna ze Pavelsem Steinborsem, bo dośrodkowanie Michala Skvarki idealne przecież nie było. Po zmianie stron natomiast Wisła wyglądała pod względem kreowania gry, sytuacji bramkowch wręcz żenująco słabo.