

REMIS BYŁ MINIMUM
Odrzucając na bok emocje, a przede wszystkim wrażenia, jakie pozostawiła po sobie Wisła w meczu z Wartą, trzeba powiedzieć, że ostatecznie krakowianie wykonali w Grodzisku Wlkp. plan minimum, bo takim był remis. Oznacza on, że Wisła nie pozwoliła Warcie odrobić do niej strat. Oczywiście marna to trochę pociecha, ale z perspektywy wiślaków lepsze to niż nic…

NIEWIELKI POSTĘP, ALE JEST…
Mecz z Wartą kończył pierwszą rundę. Wisła zakończyła ją na trzynastym miejscu, czyli poniżej oczekiwań, poniżej planów. Kibice mogą się jedynie trochę pocieszać, że i tak jest lepiej niż po pierwszej rundzie poprzedniego sezonu. Dzisiaj bowiem Wisła ma sześć punktów przewagi nad strefą spadkową, a po połowie poprzednich rozgrywek były to punkty zaledwie dwa. A to i tak tylko dlatego, że spadał jeden zespół. Gdyby spadały trzy, „Biała Gwiazda” znajdowałaby się w strefie spadkowej. Pamiętajmy jednak, że do końca roku Wisła zagra jeszcze dwa mecze. I jeśli piłkarze będą prezentować się tak jak w Grodzisku Wlkp., to po nich sytuacja może mocno się skomplikować. Tym bardziej, że krakowian czekają spotkania akurat z drużynami, które na ten moment ma za plecami - Zagłębiem Lubin i Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. I jeszcze jedno, któreś drużyny, a może jedna, na pewno do Wisły część dystansu odrobią. Bo Legia zaległe mecze ma też z duetem, z którym będzie grać w najbliższym czasie Wisła. Ktoś zatem na pewno zapunktuje.

MARNA OFENSYWA
Skoro już znaleźliśmy choć trochę pozytywów, to czas na wytknięcie wiślakom tego, co w ich grze szwankuje. Szczerze mówiąc, dawno Wisła nie wyglądała tak tragicznie w ofensywie. Siedemnaście strzelonych bramek w siedemnastu meczach to jest mocno zawstydzający wynik. A już wręcz tragiczny bilans mają wiślaccy napastnicy. Niby Felicio Brown Forbes i Jan Kliment trochę bronią się trafieniami w Pucharze Polski, ale jeśli chodzi o ligę, to jest jakiś dramat. Mamy grudzień, a ostatni raz napastnik Wisły wpisał się na listę strzelców w ekstraklasie w sierpniu! Tylko w małym stopniu obu piłkarzy pierwszej linii tłumaczy fakt, że pomoc nie dostarcza im dokładnych, otwierających podań. Przez tyle miesięcy naprawdę można wymagać, żeby jeden z drugim wykreowali nawet coś z niczego. No bo skoro stoper Michal Frydrych ma na koncie cztery gole, to jak tłumaczyć napastników? No nie ma jak, choćbyśmy bardzo chcieli…