
Wnioski po pierwszej części sezonu Wisły Kraków
To nie były miesiące marzeń dla kibiców Wisły Kraków. Więcej mieli powodów do nerwów, niż do radości. Kilka takich momentów jednak również było. Czy zespół zrobił postęp? Czy transfery wypaliły? Czy pomysł na grę, jaki wdraża trener Adrian Gula się sprawdza? O tym, a także o wielu innych sprawach w naszych wnioskach po piłkarskiej jesieni w wykonaniu „Białej Gwiazdy”.

WYNIK PONIŻEJ OCZEKIWAŃ
Wisła jest w przebudowie, ale kibice spodziewali się, że jesienią będzie punktowała zdecydowanie lepiej. Zbyt wiele było potknięć, porażek na własne życzenie. To miał być zespół, który mocno osadzi się w środku tabeli, a jest taki, który wciąż nie może być pewnym utrzymania. Dlatego generalnie można mówić o rozczarowaniu postawą Wisły jesienią. Warto w tym miejscu przypomnieć, że celem na obecny sezon miało być ósme miejsce w tabeli. Na razie zespół Adriana Guli jest znacznie dalej niż bliżej realizacji takiego zadania.

TRANSFERY? NIE WSZYSTKIE TRAFIONE
Krakowski klub zrobił latem dużo transferów. Na papierze wyglądały solidnie, niektóre bardzo dobrze, ale jak to w życiu, nie wszystkie okazały się w pełni trafione. Na pewno dobrą inwestycją było sprowadzenie Mikołaja Biegańskiego do bramki czy Aschrafa El Mahdiouiego do drugiej linii. W tej samej pomocy jednak zawodził już często Michal Skvarka, a w ataku Jan Kliment. Mieli dodać Wiśle siły w ofensywie, ale robili to tylko od czasu do czasu. Co do innych ruchów również można oceniać je różnie. Pecha miał Alan Uryga, bo można przypuszczać, że gdyby nie kontuzje, to grałby regularnie i dołożył wiele spokoju do obrony Wisły. Różne, nawet bardzo różne występy notował doświadczony Paweł Kieszek. Generalnie letnie okno transferowe po kilku miesiącach należy ocenić jako mocno średnie.

GRA OBRONNA DO POPRAWKI
Wisła traciła bardzo dużo bramek i stanowczo za łatwo. Były mecze, gdy wystarczyło, że przeciwnik wrzucał piłkę w pole karne „Białej Gwiazdy” i już mieliśmy tam pożar. Nie tylko obrońców należy jednak oczywiście winić z taki stan rzeczy, bo druga linia w wielu meczach nie wspierała defensorów. To, co zapamiętamy po jesiennych meczach, to wiele porażek na własne życzenie, które wynikały z bardzo prostych czasami błędów indywidualnych. A to ktoś „zaspał” i źle podał. A to ktoś w prostej sytuacji zgubił krycie i pozwolił przeciwnikowi oddać strzał. A to ktoś wręcz podał do rywala, by ten znalazł się w dogodnej sytuacji do oddania strzału. Za dużo było tego wszystkiego. Zdecydowanie za dużo!