Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna domowa czwartej władzy

Przemek Franczak
Kiepsko dzieje się w Rzeczypospolitej. Niedawno podczas meczu ekstraklasy jeden piłkarz drugiemu piłkarzowi znienacka wsadził palec w tyłek, co jest ostatecznym i niepodważalnym dowodem całkowitego upadku obyczajów w naszym kraju.

Takie przewinienie nie jest nawet wymienione w przepisach gry w piłkę! Proponuję więc, by ten zatknięty w rzyć palec stał się symbolem polskiej degrengolady, a jego pięciometrowy odlew w brązie przestrogą dla nowych pokoleń, do jakich podziałów mogą doprowadzić narodowe swary i kłótnie. Nie upieram się przy atrakcyjnej lokalizacji.

Pożartowaliśmy, a teraz serio: wśród dziennikarzy popularna jest opinia, że to politycy dzielą naród. Tę cenną wiedzę zdobywa się w taki sposób, że najpierw do studia zaprasza się Niesiołowskiego z Brudzińskim, napuszcza ich na siebie, a dzień później utyskuje na poziom publicznej debaty. Tymczasem dziś, w tej postsmoleńskiej rzeczywistości, w najostrzejsze słowne jatki nie angażują się wcale partyjne rottweilery, tylko - nierzadko znani - publicyści. Przy wymianach ognia środowisk związanych z Rzeczpospolitą i Salonem24, a ekipą Agory i TVN, poglądowe pęknięcie między babcią w moherowym berecie, a jej wciągającym kreskę wnuczkiem jawi się jako tycia rysa.

W tej chwili trwa u nas prawdziwy medialno-polityczny dżihad. Chłopaki i dziewczyny wyrzynają się słowami, wypominają sobie przodków-komunistów i dziadów-faszystów, zarzucają współpracę ze służbami specjalnymi, wytykają kompleksy, piorą brudy, wyzywają od klakierów, obrzucają inwektywami. Przy ich sposobach działania proktologiczne prowokacje polskich piłkarzy to ledwie łagodna pieszczota. Tu się wali na odlew, kopie w genitalia, strzela w tył głowy. I robi się to na poważnie.

Zdradził mi kiedyś w zaufaniu jeden poseł z Krakowa, że choć w sali sejmowej politycy się kłócą, to potem, jak gdyby nigdy nic, idą razem na wódkę. Być może teraz coś się zmieniło - to znaczy pewnie piją nadal, ale już osobno - bo zdradzał mi to na długo, zanim premier Marcinkiewicz puścił premiera Kaczyńskiego kantem z poetką Isabel, ale generalnie rozchodzi się o to, że gra na konflikt dyscyplinuje elektorat. Cyniczne to jak cholera, ale kiedy człowiek wie, że poza kamerą Kurski nie strzyka śliną w Kalisza - i vice versa - to wraca mu wiara, że kiedyś może będzie jeszcze normalnie.

Tymczasem publicyści dorzynają się zupełnie bezinteresownie. Jak fanatycy, dla idei. No, może też dla lansu i paru komentarzy pod tekstami więcej, bo wiadomo: im mocniej się przyp...li (tak, to słowo pasuje tu najlepiej), tym większy będzie rezonans.

Dziennikarze poczuli, że jak nigdy dotąd kreują rzeczywistość. Nie chcą już słuchać, wolą oznajmiać, więc przepoczwarzają się w najmniej obiektywną i najbardziej skłóconą grupę społeczną. Są tacy, którzy znajdą wytłumaczenie dla każdej kompromitującej wpadki rządu; są też tacy, którzy śpią w namiotach obrońców krzyża i głośniej od nich domagają się postawienia Tuska przed Trybunałem Stanu. To trochę tak, jakby reporterzy jadący do Libii najmowali się tam na snajperów rebelii lub - wszystko zależy od poglądów - na siepaczy Muammara Kaddafiego. W jednej ręce karabin, w drugiej kamera, więc wysmaży się z tego jakiś krwisty, a raczej krwawy reportaż.

Nie warto naturalnie pleść głupot o cnocie bezstronności, bo każdy ma jakieś poglądy. Kiedy jednak rozum przegrywa z ideolo, to robi się problem. Konflikt narasta, społeczeństwo się dzieli, moralność karleje, a biedni piłkarze znowu muszą wybiec w ten weekend na boisko. Czego, zaciskając pośladki, z całego serca im współczuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska