Zdecydowanie dobre obyczaje przekroczył w tej materii student Uniwersytetu Jagiellońskiego Samuel H., który w 1937 r. używał w dyskusji niedozwolonych argumentów w postaci gumowej pałki i broni palnej.
Incydent, który rozegrał się 23 listopada przed południem tuż obok gmachu UJ, zaobserwował czujnym okiem funkcjonariusz policji państwowej 43-letni Ludwik S.
"Melduję panu naczelnikowi, że o godzinie 11.45 zauważyłem na rogu ulic Olszewskiego i Jagiellońskiej grupę studentów około dziesięciu ze sobą rozmawiających. Gdy podszedłem bliżej studenci ci zaczęli się bić rękami i dwoma pałkami gumowymi, wobec czego wpadłem między nich i bójkę tę zaraz zlikwidowałem. Jednego studenta biorącego udział w bójce z pałką gumową, czarną ująłem i doprowadziłem do komisariatu. Okazał się nim Samuel H., syn Markusa i Rozalii z Radłowa, zamieszkały w Krakowie.
Znalezioną w jego kieszeniach broń palną, tzw. bokser, zakwestionowano, a studenta po ustaleniu tożsamości uwolniono" - napisał w raporcie starszy posterunkowy. Policjant zauważył też, że student "posiadał przy sobie bokser, z czego wynika, że na wykłady na UJ przychodzi uzbrojony. Bokser miał schowany, a pałkę podczas zgiełku od siebie odrzucił, której nie znaleziono". W innym miejscu raportu funkcjonariusz stwierdza, że "pałka, którą Samuel H. bił innych studentów, nie została odnaleziona, bo dał ją drugiemu towarzyszowi".
18-latek, czasowo zamieszkały przy ul. Brzozowej 12 został obwiniony o to, że wszczął bójkę w Krakowie, posiadał bez zezwolenia bokser i pałkę gumową oraz biorąc udział w bójce z akademikami zakłócił spokój publiczny. Mimo wezwania na rozprawie się nie stawił, starosta ukarał go grzywną 15 zł z zamianą na trzy dni aresztu, a zajęta broń uległa przepadkowi.
Tatuś studenta, powiadomiony o wpadce syna, wynajął adwokata Michała Neumanna z ul. Garncarskiej 3, który odwołał się do sądu od decyzji starosty. Podał czterech świadków "mogących stwierdzić niewinność Samuela H. Wszyscy oni byli obecni przy krytycznym zajściu i stwierdzają przeciwieństwo aktu oskarżenia, a w szczególności, że oskarżony został przemocą wyrzucony przez kolegów z akademików uniwersytetu, a następnie już na ulicy był atakowany przez tych samych napastników, przy czym cała jego akcja ograniczała się do unikania razów i uderzeń.
"Skoro świadkowie powyżsi mogą wywrzeć wpływ stanowczy na treść wyroku, wnosi oskarżony o wezwanie ich na rozprawę i przeprowadzenie dowodu z ich przesłuchania" - przekonywał mecenas. Sąd tak zrobił, świadków przesłuchał, ale wiarę dał tylko policjantowi i w czerwcu 1938 r. Samuela H. skazał za zakłócenie spokoju publicznego na 40 zł grzywny z zamianą na pięć dni aresztu. To słuszny werdykt, bo sąd wziął pod uwagę fakt, że Samuel H. był studentem filozofii, a tych orężem w dyskusji powinien być intelekt, a nie siedmiostrzałowy pistolet.