
"W szpitalu powszechnym założono szpital polowy - szerzy się w przerażający sposób dyzenterya i cholera. Od 29 IX do 22 X zaopatrzyłem Ostatniemi św. Sakramentami tamże 59 żołnierzy chorych na cholerę, o ile mi lekarze na to pozwolili, do wielu bowiem sal nie wolno było mi wchodzić wcale. Na cmentarzu urządzonym poza ogrodem szpitalnym pogrzebałem 36 żołnierzy. Przypuszczam, że dwa razy tylu pogrzebano w nocy, każdego bowiem dnia widziałem wiele całkiem świeżych mogił".

'Dotarłszy wreszcie do magistratu, spostrzegłem kłęby dymu wydobywające się z ulicy, przy której leży synagoga żydowska i dowiaduję się od policyantow, że przed chwilą wpadł tam granat i wzniecił pożar. Ledwo wszedłem do biura, ujrzałem po przeciwległej stronie Rynku padający granat i zapalający kamienicę dawniej dworską, a obecnie będącą własnością Schwimmera, a następnie domy sąsiednie jeden po drugim aż po aptekę"

"No! Przecie będzie koniec naszej niedoli i niewoli 126-dniowej! Oby tylko raz na zawsze był koniec!!! Około 1/4 1. ucichła nieco kanonada, pożar miasta trwał jeszcze w całej pełni -ktoś krzyknął (ujrzawszy to z podwórza magistrackiego):"nasi już koło szpitala. Przy cmentarzu słychać tylko strzały karabinowe i raz po raz rozlegające się:"hurra" -tam widocznie toczy się najzaciętszy bój... "Mochy" bronią ostatnich swych okopów -ale na darmo!..."