Ale nie tylko ratownicy TOPR mają pełne ręce roboty. Ortopedzi z zakopiańskiego szpitala również uwijają się jak w ukropie, by w miarę szybko - jak żartują - zagipsować te tłumy, które w czasie ferii ściągają na urazówkę. Pierwsze ofiary białego szaleństwa przyjeżdżają na oddział ratunkowy już o godz. 10 rano, a potem już tylko robi się gęściej. Wieczorami jest aż ciemno w poczekalni przed drzwiami do gipsowni. - Mam uraz kolana - pokazuje na swoją nogę 16-letnia Iza Baranowska z Warszawy, leżąca na noszach. Obok niej leżą jej buty narciarskie. - Chciałam uniknąć zderzenia z jadącym z dużą prędkością innym narciarzem i upadłam. Coś mi tylko chrupnęło. I już nie bardzo mogłam się sama podnieść. Pewnie skończę ferie z nogą w gipsie. Fajnie!
Maków: rodzice walczą o szkołę
Jak twierdzi Ali Issa-Darwich, ordynator oddziału ratunkowego w zakopiańskim szpitalu, od tygodnia nie ma dnia, aby lekarze nie przyjęli 120-140 pacjentów. - We wtorek na przykład przez cały dzień przyjęliśmy aż 155! - podkreśla ordynator. - Większość to oczywiście narciarze i snowboardziści. Jak szacują gipsiarze, na godzinę idzie im piętnaście kilogramów gipsu. Marian Papież, wicedyrektor zakopiańskiego szpitala, ordynator oddziału urazowo-ortopedycznego mówi, że nie wie, ile ton gipsu do tej pory w sumie poszło, czy kilka, czy też kilkanaście ton. Jedno wie na pewno, że pracy u niego na oddziale nikomu nie brakuje. - Codziennie trafia do nas na oddział 10-11 osób wymagających hospitalizacji. Z tej liczby część wymaga operacji - podsumowuje dyrektor Papież. - Głównie narciarze trafiają ze złamaniami kości podudzia, udowej, obojczyka, a dzieci ze wstrząśnieniami mózgu.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: W Małopolsce kradnie się najchętniej niemieckie auta
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy