Czytaj także:
- Ciało jest w znacznym rozkładzie, ale o tym, że to mężczyzna, świadczą kości miednicy i budowa ciała - powiedział przybyły na miejsce lekarz. Zmarły miał na sobie tylko kąpielówki, co może oznaczać, że utonął w czasie kąpieli. Jednak dopiero sekcja zwłok wykaże, dlaczego zginął. Identyfikacja mężczyzny będzie możliwa tylko na podstawie badań DNA.
Zwłoki w sobotę zauważyli podczas ćwiczeń płetwonurkowie z chrzanowskiego klubu Octopus. - Co weekend tu przyjeżdżamy i dobrze znamy to miejsce - opowiada Jarosław Kurasz. - Na początku nie byliśmy pewni czy to ciało, czy może manekin - dodaje Przemysław Bieniek. - Przyjrzeliśmy się dokładnie i zobaczyliśmy, że to człowiek odwrócony głową do dołu - dodają. Jako doświadczeni nurkowie, z detalami określili policji lokalizację topielca. Później przez trzy dni towarzyszyli w poszukiwaniach płetwonurkom ze straży pożarnej oraz policji.
W poniedziałek akcję przeszukiwania dna zalewu trzeba było przerwać przez złe warunki atmosferyczne. Przez ulewne deszcze pogorszyła się widoczność pod wodą. Akcję wznowiono wczoraj o godz. 11. Miejsce, gdzie płetwonurkowie widzieli zwłoki, zostało oznaczone przez boję. Strażacy postawili tam specjalny pomost pływający, z którego schodzili pod wodę. W poszukiwaniach brała udział jedna z najlepszych jednostek płetwonurków w Polsce. Pod wodą pracowało sześciu specjalistów z Tarnowa, Nowego Targu i Krakowa.
- Nurkowie z Chrzanowa doradzili, abyśmy pod wodą szukali tzw. placu manewrowego dawnego kamieniołomu i jaśniejszych glonów - opowiada Bogdan Bednarz, kierownik prac podwodnych z Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej "Małopolska". - Dzieki temu udało się znaleźć mężczyznę. Często zdarza się, że leżące pod wodą ciało samo wypływa na powierzchnię. W tym przypadku tak się jednak nie stało, gdyż zwłoki leżały zbyt głęboko. Akcja była trudna. Woda ma w tym miejscu około 30 metrów głębokości, 5 stopni Celsjusza temperatury, a dno jest muliste. Po wielu godzinach poszukiwań płetwonurkom udało się namierzyć ciało. Sprawnie przypięli je na metalowych noszach i nie wyciągając z wody, przewieźli motorówką do brzegu. Tam czekali już policjanci i lekarz pogotowia, który dokonał wstępnych oględzin.
Tymczasem, pomimo zakazów wstępu, na Zakrzówku były wczoraj tłumy. Plażowicze, rowerzyści, matki z dziećmi, a nawet młoda para, która robiła sobie sesję zdjęciową. Ci dzicy użytkownicy zbiornika sforsowali rozstawiane przez jednego z właścicieli obiektu (firmę Gerium) nowe ogrodzenia.
Dzisiaj ogrodzenie ma być ponownie naprawiane. Pojawi się też ochrona.
Z pomocą Gerium chce przyjść stowarzyszenie mieszkańców, które postanowiło od tego tygodnia patrolować Zakrzówek oraz zgłaszać policji i firmie niebezpieczne zdarzenia.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail