Jego indiańska pasja rodziła się od dziecka. Gdy miał kilka lat, tata zabierał go w Bieszczady, gdzie razem spędzali całe dnie. Chodzili bocznymi ścieżkami, z dala od głównych szlaków i podglądali przyrodę. Wieczorami obozowali przy ognisku czytając m.in. książki Karola Maya. To wówczas mały Darek Szybka po raz pierwszy usłyszał o Siuksach, Irokezach czy Czejenach.
Nigdy nie udało mu się pojechać do Ameryki Północnej, aby zobaczyć na własne oczy rodowitych Indian w rezerwatach, ale wielokrotnie spotykał się z nimi podczas ich wizyt w Polsce. To właśnie od nich nauczył się m.in., jak należy wyprawiać skóry, szyć stroje indiańskie czy stawiać tipi zgodnie z prawidłami sztuki.
- Tak na serio zajmuję się tym już ponad 20 lat. Dla mnie w tym momencie to coś więcej niż tylko pasja, to pomysł na życie - opowiada krakowianin z urodzenia, mieszkający obecnie koło Węgrowa na Mazowszu.
Z wykształcenia jest leśnikiem. Zawód ten wybrał z premedytacją właśnie pod wpływem fascynacji kulturą indiańską i sposobem życia rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Od kilku lat utrzymuje się jednak niemal wyłącznie z prowadzenia wioski indiańskiej, którą założył w malowniczej okolicy, na skraju Zalasowej - 20 km od Tarnowa.
- Szukałem działki bliżej Krakowa, ale to miejsce ujęło mnie od razu swoim wyglądem. Łatwo i szybko można tu dojechać, a jednocześnie jest ono na uboczu zagonionego świata. Panuje tu sielski spokój, a w tle za moimi tipi rysują się urokliwe zbocza Liwocza, Kokocza i pasma Brzanki - opowiada Dariusz Szybka.
Jego wioskę widać z daleka za sprawą kilkumetrowych spiczastych namiotów. Miejsce to tętni życiem od maja do października przede wszystkim za sprawą dzieci i młodzieży, które przyjeżdżają tutaj najczęściej w ramach wycieczek szkolnych.
- Wiedza o Indianach i ich kulturze wśród Polaków jest praktycznie żadna. Niektórzy są przekonani, że Indianie już dawno wyginęli i to wszystko, co teraz próbujemy pokazać między innymi w takich wioskach, jak moja, to odtwarzanie tego, co było dawno, dawno temu i minęło. A to nieprawda - zauważa Szybka.
Praca z dziećmi daje mu ogromną frajdę. Te, po 2,5-godzinnym pobycie w wiosce (tyle trwa blok programowy) niejednokrotnie wracają tutaj indywidualnie jeszcze raz z rodzicami, żeby dowiedzieć się jeszcze więcej o Indianach, zobaczyć przedmioty, których używali na co dzień (sporo z nich to autentyczne, XIX-wieczne eksponaty) oraz spróbować sił w strzelaniu z łuku i dmuchawki, czy nauczyć się indiańskich piosenek i tańców.
- Zawsze byłem osobą ciekawą świata, dlatego teraz staram się, jak tylko potrafię, zarażać tą ciekawością innych - dodaje Dariusz Szybka.
Choć - w wiosce ubiera się jak Indianie, żyje, jak oni i na co dzień upodabnia się do nich oraz wie praktycznie wszystko na temat ich zwyczajów to za przedstawiciela ich nacji się nie uważa. -Jestem przede wszystkim Polakiem. Tutaj się urodziłem i tutaj mieszkam. Zdecydowanie właściwszym określeniem, które najlepiej odpowiada temu, co robię to: indianista - wyjaśnia.
Kiedyś marzył o tym, aby wyjechać do Stanów i zamieszkać w którymś z indiańskich rezerwatów, ale dzisiaj głowę zaprząta mu przede wszystkim prowadzenie wioski Fort Wapiti w Zalasowej. - Tutaj czuję się naprawdę wolny i spełniony. Nikt mi nie dyktuje warunków, co mam robić, a co nie. To ode mnie i mojej pomysłowości zależy, jak to wszystko będzie się dalej rozwijać i czy turyści nadal będą tutaj chcieli przyjeżdżać - mówi.