Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawód: nauczyciel. Kiedyś misja, prestiż i szacunek. A dziś? O społecznym postrzeganiu nauczycieli rozmawiamy z psychologiem

Magdalena Konczal
Magdalena Konczal
Dlaczego zmieniło się społeczne postrzeganie zawodu nauczyciela oraz co dziś znaczą stopnie awansu w tej profesji. Rozmowa z Maciejem Jonkiem, psychologiem społecznym z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Dlaczego zmieniło się społeczne postrzeganie zawodu nauczyciela oraz co dziś znaczą stopnie awansu w tej profesji. Rozmowa z Maciejem Jonkiem, psychologiem społecznym z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. Archiwum prywatne Macieja Jonka
Nauczyciel to zawód, który nie jest już tak poważany, jak jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. I chociaż o prestiżu czy wysokich wynagrodzeniach wiele się mówi, to nie da się ukryć, że zazwyczaj kończy się jedynie na słowach. O tym, dlaczego zmieniło się społeczne postrzeganie zawodu nauczyciela oraz co dziś znaczą stopnie awansu w tej profesji, porozmawialiśmy z Maciejem Jonkiem - psychologiem społecznym z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Kiedy rozmawiam ze starszymi osobami, słyszę, jak mówią z wielkim szacunkiem, czasami wręcz czcią: „Bo to był nauczyciel/nauczycielka”. Dziś już tak nie patrzymy na nauczycieli. Dlaczego?
Maciej Jonek: Ta zmiana dotknęła nie tylko nauczycieli, ona dotyczy wszystkich autorytetów. Osoby, które dziś mają 70-80 lat wychowywały się w świecie, w którym wspólnie godziliśmy się na coś takiego jak autorytet funkcjonalny. Wraz z pełnioną funkcją pojawiał się autorytet. W związku z tym mieli go księża, lekarze, prawnicy czy nauczyciele.

Od tego czasu poważnie zmieniło się to, na jakiej podstawie uznajemy kogoś za autorytet. Dziś już nie wystarczy pełnić funkcji. Trzeba ją pełnić skutecznie. Obecnie będziemy szanować nauczyciela, który buduje relacje i tworzy przestrzeń sprzyjającą uczeniu się. Poza tym angażuje, ale niczego nie narzuca. Te elementy u większości nauczycieli się pojawiają, a więc zazwyczaj można wciąż mówić o autorytecie ich zawodu, natomiast to nie jest już autorytet funkcjonalny, ale wynikający z tego, w jaki sposób pracują.

Czy coś jeszcze miało na to wpływ?
Wpływ na tę zmianę ma także to, że my w inny sposób mówimy o uczeniu. Osoby z pokolenia mojego dziadka wspominają, że jak ktoś coś przeskrobał, to nie dość, że dostał burę od nauczyciela, to jeszcze sąsiad był w stanie zwrócić mu uwagę, a kolejną awanturę miał w domu. Abstrahując od tego, że pojawiały się wówczas działania przemocowe, trzeba podkreślić, że w tamtych czasach funkcjonowaliśmy w pewnego rodzaju wspólnocie wartości i przekonań. Jeśli nauczyciel coś powiedział, to jego słowa były powtarzane na ulicy, w dzielnicy, w środowisku.

Dziś w związku z tym, że żyjemy w pluralizmie wartości, nie mamy takiej łatwości, żeby się zgodzić co do wyznawanych wartości. A co za tym idzie nauczyciel nie tylko stoi przed zadaniem zbudowania swojego autorytetu na podstawie tego, jak pracuje, ale także musi do tego przekonać rodziców i społeczność, w której funkcjonuje. To jest bardzo trudne zadanie.

W jaki sposób powinno się więc budować autorytet, będąc współczesnym nauczycielem?
Odpowiedź jest przerażająco prosta. Przede wszystkim trzeba być sobą. Niezwykle ważne jest też to, by samemu się uczyć i przyjąć taką postawę człowieka, który wciąż zdobywa nowe umiejętności. Ważna jest również autentyczność.

Miałem ostatnio przyjemność rozmawiać z prof. Janem Miodkiem i on podkreślał, że to, co jest dla nas istotne w budowaniu relacji między autorytetem a osobą rozwijającą się w towarzystwie autorytetu, jest język i styl, w którym się posługujemy w komunikacji. Profesor zwracał uwagę na to, że nauczyciele bardzo zbliżyli się do dzieci, jeśli spojrzymy na to przez pryzmat języka. Kiedyś do uczniów mówiono po nazwisku, dziś mówi się po imieniu, czasem nawet zdrobniale.

Ale to powoduje także działanie w drugą stronę. Uczniowie już nie mówią „Proszę Pani”, ale „Pani Ewo”, „Panie Sebastianie” i tak dalej. W związku z tym nauczyciele stoją przed ogromnym wyzwaniem zbudowania przyjaznej, ciepłej i bezpiecznej stylistycznie komunikacji, a jednocześnie takiej, która zachowuje dystans i powoduje, że każdy z nas pełni swoją funkcję.

Rolę nauczycieli postrzega się nie tylko przez pryzmat wykonywanego zawodu, ale także misji. Czy słusznie?
Dużo zależy od tego, w jaki sposób zdefiniujemy misję. Pojawiają się takie skojarzenia, że misja od razu oznacza biedę. Ja się na to nie zgadzam. Misyjność, według mnie, polega na tym, że my wykonujemy swój zawód z bardzo głęboką świadomością sensu swoich działań. Uznajemy, że nawet jeśli nie pojawiają się natychmiastowe efekty, a nasza praca przynosi trud i wiele smutnych doświadczeń, to wciąż działamy, bo widzimy w tym głębszy sens.

Nauczyciele często podkreślają, że uczą, bo chcą, by młode osoby były wolne, kompetentne czy gotowe na wyzwania przyszłości. Wciąż nie mamy wspólnej odpowiedzi na to, po co jest edukacja, natomiast jeśli ktoś ma misję, to może nie ma tej odpowiedzi na poziomie globalnym, ale ma ją na poziomie wewnętrznym. I z tej perspektywy rzeczywiście powinniśmy mówić o misji zawodu nauczyciela. W tym przypadku dobre wykonanie pracy powoduje nie tylko przyrost ilości lub jakości czegoś, ale sprawia, że – górnolotnie mówiąc – świat staje się lepszy.

Z drugiej strony wiele osób zaznacza, że misją nie zapłaci się raty kredytu…
To na pewno, ale łączy się tutaj dwie rzeczy, które de facto nie powinny być połączone, czyli misję i zarabianie pieniędzy. Czym innym jest działalność misyjna a czym innym działalność komercyjna, skierowana na to, żeby zarobić. My społecznie podejmujemy taką decyzję, że funkcjonują obszary naszego życia, które są dla nas ważne, w związku z tym wspólnie angażujemy się w to, by dana misja mogła być realizowana.

Szkołę utrzymujemy my - podatnicy, a coraz częściej rodzice bezpośrednio płacą szkołom niepublicznym za pełnienie swojej misji. Połączenie misji i pieniędzy jest pewnego rodzaju zaszłością z dawnych czasów. Polska to chyba jedyny kraj, gdzie bycie inteligentem łączyło się z biedą. Francuska burżuazja na biedę nie cierpiała, a u nas jak ktoś mówił, że jest profesorem, to od razu stanowiło przyczynę tego, by współczuć mu ubogiego życia.

Jest pewnego rodzaju zobowiązanie społeczeństwa wobec zawodów misyjnych. Nauczyciele raczej nie wyrażają wdzięczności społeczeństwu za to, że mogą pełnić tę misję, a z drugiej strony społeczeństwo nie wyraża takiego zaangażowania wobec nauczycieli, żeby oni pełniąc misję, mieli na chlebek i masełko. Pani dyrektor szkoły, w której pracowałem, tak to określała. Mówiła, że w szkole się zarabia na chleb, a w innych miejscach na masełko.

A w dzisiejszych czasach to masełko wcale nie jest takie tanie (śmiech)
Właśnie, dziś raczej masełko nie w kostkach, ale w sztabkach.

To, jak nauczyciele są postrzegani przez społeczeństwo, mieliśmy szansę obserwować w czasie Strajku Nauczycieli w 2019 roku. Mam wrażenie, że podzielono się wówczas na dwie grupy. Część osób wspierała nauczycieli, a część określała ich mianem leniuchów i nierobów, nawiązując w ten sposób do ich specyficznego czasu pracy. Skąd według Pana tak duża niechęć do nauczycieli ze strony społeczeństwa?
Przede wszystkim dla mnie ten podział na osoby wspierające i niewspierające nauczycieli jest niefunkcjonalny. On pokazuje zaangażowanie, natomiast to jest zaangażowanie wobec osób, które strajkują, a bardzo rzadko można je zauważyć w przestrzeni życia szkoły.

Rodzice, którzy zazwyczaj nie przychodzili na spotkania z nauczycielami, nie prowadzili głębokich i wartościowych rozmów o rozwoju ich dzieci, pojawiają się w szkole z pizzą i ciastkami, deklarując swoje wsparcie. Ten czas na wsparcie był dużo wcześniej. Powinniśmy wykorzystać moment, kiedy mogliśmy wspierać nauczyciela, przyjść do niego i powiedzieć mu: „Jak ci idzie w pracy z moim dzieckiem?”, „Czy widzisz jakąś przestrzeń, gdzie ja mogę być przydatny?” w codziennej rzeczywistości szkolnej.

Natomiast takie wsparcie symboliczne skoncentrowane na przynoszeniu jedzenia, bo jeśli to nie są pizze w trakcie strajku, to są to bombonierki na zakończenie roku, nic nie znaczy. Tak naprawdę jesteśmy społecznie w takim momencie, że my tych nauczycieli bardziej karmimy, niż wspieramy.

Co więc o zawodzie nauczyciela mówią te reakcje na strajk?
Moim zdaniem w obu przypadkach reakcja zarówno osób wspierających, jak i niewspierających pokazuje bardzo głębokie niezrozumienie tego, czym nauczyciele zajmują się w swojej pracy. To, w jaki sposób mówi się o podstawie programowej, wymaganiach, nowych przedmiotach wskazuje na to, że jesteśmy ofiarami medialnego dyskursu, w którym nauczyciele są przymuszani do czegoś, czego sami nie chcą robić.

Jedną z najbardziej poruszających dla mnie rzeczy z czasów, gdy byłem nauczycielem przedmiotowym, jest to, że kiedy się zamyka drzwi od klasy, to nikt nie ma wpływu na to, co się w tej klasie dzieje. Jeżeli wszystko robimy ze świadomością i troską o potrzeby naszych uczących się, to naprawdę mamy wolną rękę.

Nie tak dawno temu zmianie uległy stopnie awansu zawodowego. W założeniach reformy te miały zachęcić młodych ludzi do tego, by wybierali zawód nauczyciela. Myśli Pan, że to się udało?
Nie spodziewam się, żeby miało to jakikolwiek wpływ na zachęcenie młodych ludzi do zawodu.

A czy wspomniane stopnie awansu zawodowego mogą wpłynąć na poczucie prestiżu u nauczycieli?
Dziś stopnie awansu zawodowego nie mają już znaczenia. Obecnie nie tytułami świadczymy o swoim prestiżu. I znów – w czasach, gdy nie ma autorytetu funkcjonalnego, nie możemy mówić o prestiżu grupy zawodowej. Możemy mówić o tym, że ktoś jest dobrym, skutecznym albo konsekwentnym nauczycielem.

Natomiast nie spodziewam się, żeby to łączyło się z prestiżem rozumianym jako społeczny podziw. Nauczyciele nie będą na równi z celebrytami, piłkarzami, politykami, dlatego że ich praca nie jest tak nośna w narracji. Obowiązki nauczyciela to często ciężka, mozolna praca, nierzadko łącząca się z chaosem, bo jednak w edukacji z chaosu dochodzimy do porządku. Według mnie nauczyciele powinni uczyć się od siebie nawzajem i w ten sposób jesteśmy w stanie wewnętrznie zbudować może nie tyle prestiż, co relacje mentorskie.

Co by można zrobić, żeby społeczne poszanowanie nauczycieli, czy to ogólnozawodowe, czy jednostkowe mogło występować w naszej, polskiej rzeczywistości?
Szacunek, podziw i poszanowanie powinny pojawiać się wtedy, kiedy ktoś powie, jakim jest nauczycielem, w jaki sposób uczy, a nie że uczy. Jako społeczeństwo powinniśmy się zastanowić, jak rozpoznamy, że ktoś jest nauczycielem, którego chcę nie tylko obdarzyć szacunkiem, ale przede wszystkim oddać mu pod opiekę (dziesięć miesięcy w roku, codziennie, kilka godzin dziennie) moje dziecko.

Wydaje mi się, że to, co powinno się zmienić w tym zawodzie, koniecznie musi iść w parze z tym, co powinno się zmienić poza tym zawodem. Ale żeby to się mogło wydarzyć, to trzeba otworzyć drzwi, zaprosić rodziców, dziadków, rodzeństwo do rozmawiania o edukacji ich dzieci, wnuków, braci czy sióstr.

Chodzi o to, żeby to był proces, który jest wspólny. Na początku pandemii po pierwszym semestrze nauki zdalnej nauczyciele izraelscy wybrali się do rodzin swoich uczniów i wspólnie z nimi ustalili, co będzie w wersji online, a co oni zrobią w domu, jakie aktywności poprowadzi nauczyciel, a jakie rodzic. Tam nauczyciel jest przyjacielem rodziny. Ja nie mówię, że musimy dojść do takiego poziomu, żeby nauczyciel był z nami co niedzielę na rosole, natomiast ważne jest to, żeby nauczyciel stał się istotnym członkiem procesu wychowania dziecka.

Ważna jest więc wspólnota?
Tak, budowanie społeczności osób, które łączy wspólny cel – wychowanie dziecka i to konkretnego, a nie wychowanie narodu czy grupy społecznej. Ogromnie trudnym zadaniem współczesnego nauczyciela jest stworzenie z tych wielu małych społeczności, jednej większej, która powoduje, że rodzicom Ani zależy na rozwoju i wzroście Kazia, bo Ania z Kaziem są razem w klasie.

Wydaje mi się, że nasze społeczeństwo, które przez długi czas było zamknięte w domach, właśnie tego potrzebuje. Budowanie wspólnoty jest jednym z najważniejszych zadań, które stoją przed nauczycielami. I może być tak, że oni nie zyskają prestiżu na skalę państwową, natomiast taki nauczyciel będzie miłym gościem w domach rodzin swoich uczniów i stanie się poważaną częścią społeczności, dlatego że realizuje swoje zadania i buduje tę społeczność.

Chciałby Pan czegoś życzyć nauczycielom z okazji ich święta?
Chciałbym życzyć polskim nauczycielom przychylności dla ich starań, pomysłów i wysiłku. Przychylności przede wszystkich dla samych siebie, a potem od innych osób w pokoju nauczycielskim. Od rodziców, uczniów i od wszystkich członków społeczności, w których są nauczycielami.

Życzę nauczycielom, żeby gigantyczne wyzwania, które przed nimi stają powodowały ich rozwój, a nie rozpacz. W końcu życzę, żeby z taką pieczołowitością, jak przyglądają się inspiracjom, pomysłom, ministrom, podręcznikom, przyglądali się sobie i swojemu uczeniu, a także w tym znajdowali sens, cel i misję swojej pracy.

Maciej Jonek – psycholog, nauczyciel akademicki. Pracuje ze specjalistami pracującymi z ludźmi. Był psychologiem w przedszkolach, szkołach podstawowych, gimnazjach i liceum. Ponadto uczył informatyki oraz przedmiotów w IB MYP i DP. Jest stałym bywalcem internetowych pokoi nauczycielskich, dzieli się refleksjami na temat edukacji na Youtube, Instagramie i Tik Toku.

od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska