Największa organizacja na Podhalu pójdzie pod swoimi sztandarami do wyborów powiatowych. W kolejce "po namaszczenie" prezesa związku i zarządu głównego mogą zacząć się już też ustawiać przyszli wójtowie i burmistrzowie. Jest o co się bić. Poparcie związkowców w dużej części może przysporzyć nie tylko głosów samych związkowców, ale członków ich rodzin.
Maciej Motor Grelok, prezes Zarządu Głównego ZP, tłumaczy dlaczego związek zdecydował się na nieco szerszy wyścig po władze. - Cały czas do zrealizowanie jest wiele inicjatyw na rzecz społeczności lokalnej, chociażby projekty unijne - tłumaczy Motor Grelok. - Poprawią one zapewne byt mieszkańców tego terenu. Przecież też o to chodzi w naszej działalności związkowej, by góralom żyło się lepiej.
Prezes stanowczo odpiera zarzuty, że Związek Podhalan nie powinien mieszać się do polityki. - Przed wojną mieliśmy swoich wójtów, burmistrzów, a nawet posłów i nikt nie mówił o upolitycznieniu związku. Dzisiaj mamy do czynienia z dwulicowością niektórych samorządowców. Ci co nas najbardziej krytykowali, teraz przed wyborami szukają poparcia naszej organizacji. Dlatego wydaje się być bardziej przejrzysta sytuacja, gdzie związek da poparcie tym kandydatom co do których ma zaufanie.
Prezes Grelok ma świadomość, że poparcie konkretnych kandydatów ma bezpośrednie przełożenie na liczbę głosów, jakie otrzymują oni w wyborach. - Mogliśmy się o tym przekonać przy okazji ostatnich wyborów do parlamentu europejskiego. Popierany przez nas kandydat otrzymał znaczną ilość głosów - mówi.
Antoni Rapacz, były burmistrz Rabki Zdroju, od lat kwestionuje zaangażowanie polityczne członków organizacji i ocenia je krytycznie. Uważa, że dla wielu - w tym i zwykłych nieudaczników - poparcie tak silnej organizacji to jedyna trampolina, która może im pozwolić na skuteczny start w wyborach. Gorzej gdy korzystają oni z ogromnego dorobku kulturalnego związku. - Te autorytety, na które patrzy wielu, świadomie manipulują ludźmi - uważa Rapacz.
- Według mnie ci kandydaci będą korzystali z dorobku innych ludzi, chociażby tych znanych przede wszystkim w środowisku z działalności kulturalnej. Dzięki nim chcą dojść do władzy. Jestem sympatykiem związku. Znam wielu działaczy i odnoszę się z szacunkiem do tego co robią. Ale do takich cwaniaków, co chcą skorzystać na takim poparciu jestem na nie.
Podobnie uważają młodzi górale, którzy nie są członkami Związku Podhalan. - Nasi rodzice i dziadkowie zawsze mówili, że związek to organizacja zajmująca się kulturą, a nie polityką - tłumaczy młoda Patrycja z Zakopanego.