Minister zdrowia wydał polecenie, którym chciał zachęcić personel medyczny do walki z koronawirusem. Jednak skutkiem tej decyzji jest wyścig o dodatki covidowe. "Nie powiem tego pod nazwiskiem, bo lekarze mnie rozszarpią. Ale znam takich, co obskakują różne szpitale jednego miesiąca. Oczywiście nie w każdym dostaną po 15 tys. zł dodatku, bo to zależy od pensji, jaką pobierają w danej lecznicy. Ale czy taki był cel ministerstwa, aby szerzyło się cwaniactwo? Dochodzi do marnotrawstwa publicznych pieniędzy. Aż dziwię się, że do tej pory ten temat nie zaistniał w mediach" - mówi jeden z dyrektorów szpitali w rozmowie z Onetem.
Salowe i kierowcy karetek nie otrzymują dodatków covidowych. Zostali pominięci przez ministerstwo zdrowia i teraz mają otrzymać jednorazową zapomogę - informuje Onet.pl.
"Od listopada mamy do czynienia z paranoją. Nie tylko podzielono pracowników na tych, którzy dostają zdecydowanie zbyt wiele i na tych, który nie dostają nic za pracę z pacjentami covidowymi. To rodzi konflikty, pretensje, mnóstwo pytań. Polecenie ministra nie wprowadziło więc równości, ani także proporcjonalności. Nieważne czy masz jeden dyżur w miesiącu czy pięć, masz taki sam dodatek. Niektórzy są przy tym bardzo roszczeniowi, dantejsko walczą o te dodatki. Tylko raz dotkną pacjenta w izbie przyjęć, już wołają: mnie się należy. Nie ma zmiłuj. A przecież to publiczne pieniądze, nas wszystkich" - informuje Paweł Daszkiewicz, dyrektor Szpitala im. Jonschera w Poznaniu w rozmowie z Onetem.
Źródło: Onet.pl
