Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adrian był gwiazdą. Teraz walczy o każdy dzień życia

Marta Paluch
Leszek Kowanek dba o codzienną rehabilitację syna . Dzięki niej może on siedzieć na wózku
Leszek Kowanek dba o codzienną rehabilitację syna . Dzięki niej może on siedzieć na wózku Anna Kaczmarz
Adrian "Covan" Kowanek z Krakowa, wokalista "Decapitated", jednej z najpopularniejszych metalowych kapel, siedem lat temu miał wypadek. W szpitalu nie dopilnowali jego leczenia. Teraz nie mówi, siedzi na wózku inwalidzkim, ale sam nie może się nim poruszać. Jego rodzice walczą w sądzie o zadośćuczynienie i rentę. I w domu - o to, by móc z nim porozmawiać - pisze Marta Paluch.

W białym pokoju plakaty Metalliki. Zdjęcie Adriana na tle bunkra. Uwielbiał tam schodzić, brał tam zupełnie małą jeszcze siostrę, Paulę. Bawiło go to, może też skarbów szukał? Mama się o nich nie bała. Adrian to odpowiedzialny chłopak.
A jaki wesoły.

Kiedy ona, mama, miała na następny dzień raport dla szefa przygotować (i wiadomo, w jakim była wtedy humorze), rano dzwonił do niej telefon.

- Pani Ewo? Gdzie moje sprawozdanie? - pytał szef, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nooo, panie dyrektorze… - tłumaczyła pani Ewa.

Ale zaraz, zaraz… Po chwili jednak myślała, że zna ten głos. To jej syn, Adrian. Taki psikus.
Miał szaloną wyobraźnię, matka nigdy nie wiedziała, czy mówi serio, czy żartuje.
To były jego popisowe numery. - Taki był. Jajcarz. Dzwonił do mnie z obcego numeru, zmieniał głos i jako lider znanego zespołu pytał, czy bym z nimi nie zagrał - opowiada Piotr Kopeć, kolega Adriana z jego pierwszego zespołu Atrophia Red Sun.

Jaki jeszcze był Covan?
Charyzmatyczny. Na koncertach porywał publiczność.
Teraz Adrian powoli przełyka rzadką jajecznicę ze szczypiorkiem. Karmi go pielęgniarka. Chłopak powoli przeżuwa, krztusi się, brudzi, ale próbuje dalej. Uparty. Jak jego rodzice.

Cześć, mama
Na delikatnej jak u dziecka skórze pani Ewy siateczka zmarszczek. Jej oczy, intensywnie błękitne i ogromne, są takie zmęczone. Kiedy opowiada o synu, zaczynają się szklić. Ale przy nim nie płacze. Przy nim jest silna, zaradna i wesoła.
Wstaje rano o szóstej. Szykuje picie dla Adriana, lekarstwa, śniadanie. Wchodzi do pokoju i mówi: cześć! Daj ciuma (buziaka). Adrian bezgłośnie rusza ustami: cześć, mama.

Kiedy nie ma pielęgniarki, pani Ewa ją zastępuje. Adriana trzeba umyć, ubrać. Nie jest łatwo - do dziś to kawał chłopa. Trzeba go wsadzić na specjalny podnośnik, a potem do wanny, zamontowanej w pokoju.

Potem, jeśli nie ma rehabilitacji, pani Ewa bierze go ze sobą do kuchni, szykuje obiad. Włącza Radio Kraków, bo oboje lubią wiedzieć, co się dzieje w mieście. Mówi mu, co gotuje, czego dodaje.- Adrian zawsze taki ciekawy świata. Bardzo lubi, gdy mu nastawiam ulubioną telewizję, Al-Jazeerę, po arabsku. Znał ten język, chciał się dalej uczyć - opowiada mama.

W Kuwejcie, gdzie jego ojciec był na kontrakcie, chodził do pakistańskiej szkoły. Potem koledzy poznawali, kiedy jest zły - klął wtedy po arabsku.

Z tego Kuwejtu musieli uciekać, gdy weszły irackie wojska. Zostawili wszystko, w Polsce zaczynali od zera. Adrian miał 13 lat. Jakiś ślad w nim został. Zaczął się interesować konfliktami, najnowsza historią.

Hałas szedł w zboże

Teraz pani Ewa chce, żeby Adrian, kiedy zacznie chodzić i mówić, był na bieżąco. Puszcza mu ulubioną muzykę, nowości na rynku metalowym. Koledzy Covana co i rusz podrzucają mu nowinki. Ojciec wozi go na koncerty metalowych kapel.
Pani Ewa pamięta jeszcze, jak Adrian w garażu ćwiczył z kolegami. - Nie broniłam mu, bo hałas i tak szedł w łany zbóż - mówi pani Ewa. Woziła go na próby, a nawet sponsorowała pierwszą płytę jego zespołu. Wtedy była główną księgową, bardzo dużo pracowała.

Ona, wielbicielka Czesława Niemena i Czerwonych Gitar, zaczęła nawet trochę słuchać metalu.
- Faktycznie, muzyka taka rozdarta. Ale ja to rozumiem. Takie czasy mamy rozdarte, niepewne, pełne stresu - tłumaczy.
Żartowała nawet, że ubierze skórzane czarne spodnie i wybierze się na koncert syna - ale nie chciał. Bo kto to widział, mama na metalowym koncercie.

Teraz kiedy Adrian słucha swojej muzyki, reaguje. Mama wie, kiedy mu się coś podoba. - Kiedy się nudzi, przysypia. A gdy się zdenerwuje, kręci głową na prawo i lewo. A kiedy o coś pytam, zaciska powieki na "tak" - opowiada pani Ewa.
Przez te siedem lat zrobił ogromne postępy. Z początku był szczękościsk, karmienie sondą i pojenie po kropelce, bo się krztusił. Siedzenie na wózku, trzeba było pasami przypinać. Teraz po rehabilitacji siedzi już sam, je podrobiony pokarm, który podaje pielęgniarka.

Dzisiaj mama ugotowała mu kopytka z sosem myśliwskim. Niedługo, kto wie, może będzie mógł przełknąć ulubione danie.
- Kotlecior schabowy, spieczony, albo nóżki z kurczaka. Im bardziej spalone, tym lepsze - przypomina pani Ewa. Po jedzenie jeździ najlepsze: jajka wiejskie od baby, śmietana, serek od góralki, mięso od chłopa.

Teraz szykuje się na rozmowę w sprawie lokomatu. To takie urządzenie, które pomaga chodzić. - I nie dopuszczam takiej opcji, że się Adrian nie zakwalifikuje - mówi pani Ewa.

Kiedy po południu przychodzi rehabilitant (Adrian ćwiczy kilka godzin dziennie), pani Ewa robi pranie, prasuje. Pracę musiała rzucić rok po wypadku. Wieczorem, choć oczy szybko się męczą, czyta sobie eseje Kołakowskiego. Szuka innego spojrzenia na świat.

- Wierzę, że Adrian wstanie i będzie samodzielny, kiedy nas zabraknie - mówi pani Ewa.

Tu jest jak jeż

Pan Leszek, ojciec Adriana, pracuje za to na okrągły zegar. Firmę, Inter-Tech, ma w domu. Zawsze jest coś do zrobienia, świątek-piątek. Adrian, który w pewnym momencie stał się gwiazdą muzyki , bez szemrania pomagał ojcu. Kiedy była trasa, to trasa, a kiedy praca, to praca. Wkładał garnitur, jeździł na targi sprzętu wodno-kanalizacyjnego, negocjował. Dobry syn.
Ale to przez muzykę cały świat zwiedził. - Niech pani popatrzy - pan Leszek wyciąga paszport syna, z wytartą okładką. Wizy: Rosja, Kanada, USA, Australia… Zespół był tak słynny jak Behemoth, na koncerty przychodziły tłumy, spali w pięciogwiazdkowych hotelach. - Z początku nie miałem pojęcia, jaki jest sławny - mówi ojciec.

Decapitated to obok Behemotha i Vadera najpopularniejsze polskie zespoły metalowe. Są gwiazdami za granicą. Dziś Adrian mógłby całkiem nieźle żyć z muzykowania.

W firmowym gabinecie, za szkłem, pan Leszek trzyma kilkanaście segregatorów o synu. Dokumenty, zdjęcia, artykuły.
- O! Tu wygląda cały jak jeż. Specjalista od akupunktury go leczył - pokazuje.

Na innym zdjęciu Adrian leży, pochyla się nad nim profesor w okularach. - Profesor Talar. Ma sukcesy z wybudzania ludzi. Byliśmy u niego na tygodniowej rehabilitacji, teraz nas nie stać - opowiada pan Leszek.
Kolejne zdjęcie - buddyjski mnich. Modlił się nad Adrianem.

- Chwytamy się każdej nadziei - mówi pan Leszek.

Tragiczny wypadek

Tego feralnego dnia w 2007 r. zespół Adriana jechał z koncertu z Rosji na kolejny, na Białoruś. Ich bus zderzył się z ciężarówką z drewnem. Jeden z bali wpadł do środka. Perkusista Witek zmarł, Adrian miał opuchnięty mózg, połamany nos. Ale był przytomny, chodził i mówił.

W listopadzie 2007 r. w szpitalu uniwersyteckim w Krakowie operowali go najlepsi chirurdzy, zabieg się udał. Jednak, 36 godzin po operacji, Adrian zaczął się dusić - zatkała się rurka, przez którą oddychał. Nikt mu nie pomógł na czas, mózg za długo był niedotleniony.

- Adrian bał się tej operacji. Zawsze bał się szpitali. Tak jakby miał przeczucie - mówi Marcin Leszczyński, przyjaciel Covana.
Na wieść o udanej operacji szykował mu imprezę. - Myślałem, że już po strachu... - wspomina. Kiedy potem zobaczył przyjaciela skulonego na łóżku, bez reakcji, był w szoku.
W domu Kowanków o tych zdarzeniach się nie mówi.

- Każdy by zaraz uciekł do swojego kąta - mówi pan Leszek. Dlatego z żoną i córką chodzą na terapię.

Niech wykręci numer

A pan Leszek staje na głowie, by syn miał lepiej. Ćwiczenia, bioenergoterapeuci, pielęgniarki, logopeda… Przez 7 lat 30 osób. Koszty: 20 tys. zł miesięcznie. Żeby to opłacić, haruje jak wół. Sąd, gdzie wniósł pozew cywilny o odszkodowanie dla Adriana, na razie zdecydował, że szpital uniwersytecki wypłaci mu 5 tys. zł renty co miesiąc. Sędzia uznał, że dowody na zaniedbania szpitala są na tyle mocne, że można ją przyznać przed wyrokiem.

A szykują się kolejne koszty. - Chcę zainstalować rodzaj windy na schodach. Ciężko nam wnosić syna, a młodsi nie będziemy. Ale to kolejne 30 tys. zł - wylicza ojciec Adriana.

Ma śniadą twarz, bardzo podobną do twarzy syna sprzed wypadku. Tylko włosy krótkie, i prawie zupełnie już siwe. Charakter też mieli podobny, silny.

Ten upór pomaga panu Leszkowi. Co roku organizuje spotkanie dla przyjaciół Adriana. A oni pomagają jak mogą. Zorganizowali m.in. trasę koncertową w ramach akcji "wake up Covan" (grało 30 zespołów), ze świata spływają maile, drobne datki , zagraniczne zespoły organizowały dla niego koncerty.
Rodzice Adriana rzadko są sami. To ich podnosi na duchu.

- Wpadamy tam kilka razy w miesiącu, jak kto może. Kilka osób przeszło krótki kurs rehabilitanta. Czasem też robimy zrzutę na jakieś urządzenie, które pomoże Adrianowi. Rodzą nam się dzieci i dołączają do grupy, Adrian w tym stale uczestniczy - mówi Marcin Leszczyński. Jest przekonany, że Covan ich jeszcze zaskoczy.

- Zawsze to robił, w końcu to artysta. Byłbym zdumiony, gdyby i teraz nie wykręcił jakiegoś numeru - wyrokuje.
Pan Leszek ma tylko jedno marzenie: - Żeby podniósł rękę. I coś do mnie powiedział. Na przykład, czy jest mu dobrze, czy źle...

Można pomóć Adrianowi wpłacając pieniądze na Fundację Anny Dymnej "Mimo Wszystko", koniecznie z dopiskiem "Adrian Kowanek" na konto BZ WBK 65 1090 1665 0000 0001 0373 7343

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska