Tego, co stworzyli wrocławscy i łódzcy naukowcy wraz ze studentami, nawet senator Roman Ludwiczuk z Wałbrzycha by nie wymyślił. W swojej niesławnej 20-minutowej rozmowie słowa na "k…" użył co prawda 134 razy, ale w niewielu znaczeniach.
W "Słowniku polszczyzny rzeczywistej", który lada moment ujrzy światło dzienne (nakładem wydawnictwa Primum Verbum), występują tylko cztery wulgarne słowa: "k...", "ch...", "pier..." i "jeb...". Za to każde z nich powtarza się kilkaset razy. W 350 konfiguracjach.
Zobacz także: Sowa & Sowa, czyli para asów
Część stricte słownikową na początku czyta się z pewnego rodzaju podziwem dla kreatywności językowej Polaków. Po chwili jednak zaczynają boleć zęby.
I przychodzi świadomość, że to rzeczywista rzeczywistość (by sparafrazować klasyka), że tak mówią Polacy. Nie tylko dresiarze. I nie tylko na ulicy.
Dzięki twórcom słownika dowiadujemy się także, że wielu naszych rodaków używa do porozumiewania się właściwie wyłącznie czterech słów i ich pochodnych- bo już na przykład słowo "piz…" występuje szczątkowo (i wypadło ze słownika, jak by stwierdzili jego bohaterowie: "w piz…").
Istnieje już kilka naukowych opracowań, które zajmują się wyłącznie przekleństwami i wulgaryzmami, przygotowanych na przykład przez antropologa kultury Ludwika Stommę ("Słownik polskich wyzwisk, inwektyw i określeń pejoratywnych") i językoznawcę Macieja Grochowskiego ("Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów").
I choć sypią przykładami, opisują jednak głównie etymologię tych słów i analizują je z perspektywy lingwistycznej.
Badacze wyszli na ulice
- My postanowiliśmy uzupełnić te opracowania i zbadać wulgaryzmy nie jako zjawisko językowe, lecz komunikacyjne - wyjaśnia nam pomysłodawca "Słownika rzeczywistej polszczyzny" profesor Michael Fleischer z Uniwersytetu Wrocławskiego. - Nasz zespół pracował więc nie w bibliotekach, tylko… chodząc po ulicach, jeżdżąc tramwajami. Po prostu słuchaliśmy, jak ludzie ze sobą rozmawiają i co z tego wynika.
Naukowcy rzadko nagrywali zasłyszane zdania - ze względu na własne bezpieczeństwo. Co jest zrozumiałe, gdy się przeczyta w słowniku niektóre hasła:
"zły/nienormalny - wzmocnienie - Patrzył na mnie ch… je…, to mu zaje…m"
"uderzyć/bić - groźba - Jeb… cię czy się zamkniesz już?"
Zobacz także: Sowa & Sowa, czyli para asów
Dzięki obserwacji autentycznych zjawisk komunikacyjnych typu face-to-face badacze stwierdzili, że "przeważająca ich większość realizowana jest przy znacznym udziale czterech, pięciu słów, umożliwiających mówienie za ich pomocą praktycznie o wszystkim, a w dużym zakresie - tylko za ich pomocą".
- Po pewnym czasie stworzyliśmy bank danych z 350 przykładami, czyli zdaniami zawierającymi jedno z tych słów - wyjaśnia Mariusz Wszołek, jeden z badaczy. - Następnie dla każdego z tych słów - na "ch", na "k", na "p" i na "j" - szukaliśmy semantyki. Sprawdzaliśmy, co one znaczą w danym zdaniu, czy też jakie znaczenia mogą przybrać. Potem odnotowaliśmy ich funkcje.
Jak uważają twórcy słownika rzeczywistej polszczyzny, szybko okazało się, że konstatacje autorów "słownika wulgaryzmów", iż te słowa nie mają semantyki (czyli że są używane wyłącznie jako przecinek), to bzdura.
Pie…ą, ale kreatywnie
- Wręcz przeciwnie, mają gigantyczną semantykę. Tylko przy słowie "k…" doliczyliśmy się czterdziestu siedmiu funkcji - tłumaczą badacze.
Pisząc prościej, "k…" i jej pochodne służą Polakom na przykład do wyrażenia:
a) dezaprobaty (badacze usłyszeli to w tym sensie aż 88 razy): Wyj… się jak chuj, ja pie…, co za ku… typ! (komentarz przy skokach narciarskich) - w znaczeniu "cóż"
lub
"Bo klej ku… ch…y, rozwinęła się taśma pie…, wszystko się rozwinęło w pi…"
- w znaczeniu "cholera"
b) stwierdzenia faktu (61 razy): Ku…, jakie to życie jest posrane. Noż, ku… mać, tu się żyć nie da. W ku… je…, no" - w znaczeniu "ach"
c) złości:
"Stara ku… napie… w telefon, a ja tu browarka sączę"
- w znaczeniu "kobieta"
d) groźby:
Tak mu zakur…, że mu, ku…, nos złamałem"
- w znaczeniu "uderzyć"
e) zdziwienia:
Ku…, jak to, ku…, usłyszałem, to mnie, ku…, z zawiasów wypie…ło
- w znaczeniu "w rzeczy samej"
f) wzmocnienia:
"W ogóle przystojny, zaje…, ku…, koleś" - w znaczeniu "w rzeczy samej"
g) zachwytu:
Byłem, ku…, stary na rybach. Wyj…a. Zaj…e. Ale mówię ci, ku…, zaje… było" - w znaczeniu wykrzyknika.
h) potwierdzenia:
"A ja się, ku…, czuję właśnie jak w "Dniu świra"! Je…i robotnicy od ocieplania bloku od siódmej rano wiercą mi balkon" - w znaczeniu "w rzeczy samej".
Jak przypominają autorzy słownika, "k…ę" i pozostałe trzy słowa często stosuje się też w codziennej komunikacji jako:
a) jokera (takie użycie dane-go słowa, które zastępuje wiele innych możliwych słów):
"Mój wujek ma, ku…, no ten, ku…, taki betonowy, ku…. Wyje…y. A jaki duży, ku…" - w znaczeniu "wszystkiego" i "przecinków".
b) palimpsestu (skomasowane sformułowanie stosujące wiele wulgaryzmów):
"Weź mnie nie wku…, bo ci je…. Śpiewałam, ku…, również. Nie, generalnie mam to w du…, co ty mówisz, bo, ku…, ja wiem swoje" - w znaczeniu "przecież".
c) otwieracza (zastosowanie wulgaryzmu służy do rozpoczęcia wypowiedzi czy zasygnalizowania jej początku, mając przy tym znikomą lub żadną semantykę):
"Ku…, i choć to nie na temat, to dodam - ja pie…lę!" - w znaczeniu "w rzeczy samej"
Mówią... wszyscy?
Zjawisko jakim jest używanie tych czterech słów nie jest ograniczone płcią, wiekiem, wykształceniem, ani pozycją społeczną. Choć stwierdzenie, że "wszyscy tak mówią", także nie jest prawdziwe.