Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amerykanie przelecieli przez ocean, by u nas odnowić ślubną przysięgę

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Kenneth i Jerilyn spełnili swoje marzenie i odnowili przyrzeczenia ślubne w kraju swoich przodków
Kenneth i Jerilyn spełnili swoje marzenie i odnowili przyrzeczenia ślubne w kraju swoich przodków Krzysztof Kosowski
Jerilyn i Kenneth pobrali się dokładnie 100 lat po tym, jak w Pilźnie zrobili to dziadkowie Amerykanki. Nie znają ani słowa po polsku, a mimo to słowa przysięgi wypowiedzieli w języku swych przodków.

To był zupełny zbieg okoliczności, o którym Jerilyn Jordan - Amerykanka polskiego pochodzenia - dowiedziała się dopiero po jakimś czasie. Jej ślub wypadł dokładnie, co do dnia, 100 lat po tym, jak miłość, wierność i uczciwość małżeńską przysięgali sobie w kościele parafialnym w Pilźnie jej dziadkowie.

Zofia i Paweł Kosińscy, wkrótce po tym, jak 6 maja 1906 roku pobrali się, wyjechali za ocean i nigdy już do kraju nie wrócili, podobnie jak ich córka.

- Babcia Zosia była dla mnie wzorem babci. Wywarła bardzo duży wpływ na moje wychowanie w dzieciństwie i do dzisiaj zachowuję po niej jak najpiękniejsze wspomnienia - opowiada Jerilyn, emerytowana prezes amerykańskiej organizacji, zajmującej się przeciwdziałaniem narkomanii.

Podróż do korzeni

Jerylin postanowiła nadrobić wieloletnie zaległości i przyjechać z sentymentalną wizytą do kraju przodków, który znała jedynie z opowiadań nieżyjącej już babci. Okazją ku temu była 110-rocznica ślubu dziadków oraz 10. zawarcia jej małżeństwa z Kennethem, praktykującym neurologiem, którego korzenie też są w Polsce, tyle że w Łodzi.

Małżonkowie postanowili wykorzystać pobyt w Pilźnie do tego, aby w miejscu, gdzie dziadkowie Jerilyn ślubowali sobie miłość, odnowić własne przyrzeczenia małżeńskie. Pięć lat temu uczynili to w Buenos Aires. Teraz wymagało to więcej zachodu.

- W Polsce obowiązują surowe przepisy dotyczące tego typu uroczystości, tym bardziej, że ja jestem wyznania żydowskiego, a Jeri jest Katoliczką. Była potrzebna do tego zarówno zgoda biskupa, jak również rabina, ale na szczęście udało się je uzyskać - opowiada Kenneth.

Przygotowaniem małżonków do odnowienia przysięgi zajął się ksiądz Krzysztof Kara, rezydent w parafii w Pilźnie, który jednocześnie podjął się roli przewodnika Amerykanów po okolicy.

- Spotkaliśmy się dzień wcześniej, aby przećwiczyć formułę ślubowania. Małżonkowie nie znali ani jednego słowa po polsku, a mimo to zapragnęli wypowiedzieć słowa przysięgi w języku swoich przodków. Ta została nieco zmodyfikowana, aby odpowiadała prawdzie. Stąd zamiast słów „...i biorę Ciebie za żonę”, Pan Jordan mówił „Jestem Twoim mężem i ślubuję Ci...” Cała ceremonia odbyła się po porannej mszy świętej, w obecności zaledwie kilku osób - opowiada ks. Kara.

Magia w kościele

Jordanowie, przy okazji pobytu w Pilźnie, zwiedzili miasteczko i sąsiednie Lipiny, z których pochodziła babcia Jerilyn. Zajrzeli do muzeów: regionalnego i lalek. Zostali też przyjęci przez burmistrz Pilzna Ewę Gołębiowską. W pamięci najbardziej zapisały się im jednak sceny, które rozegrały się w pilźnieńskiej świątyni.

- Ceremonia była magiczna. Krzesła zostały przykryte białym płótnem, u stóp ołtarza leżały bukiety kwiatów, a przez okno padały na nasze twarze promienie porannego słońca. W świątyni panowała niezwykła atmosfera, a nasi przodkowie, jesteśmy co do tego przekonani, towarzyszyli nam duchem i patrzyli na nas z góry - opowiadają małżonkowie.

Poza pobytem w Pilźnie, Jordanowie zwiedzili również Tarnów, gdzie nocowali, a także Kraków, Warszawę i Łódź.

- Spędziliśmy w Polsce najpiękniejsze chwile, spotkaliśmy mnóstwo wspaniałych, pełnych pozytywnej energii ludzi, którzy pomogli nam lepiej zrozumieć historię tego kraju. Zachęcamy gorąco swoich bliskich w Ameryce, aby również spróbowali dotrzeć do swoich polskich korzeni. My czujemy się spełnieni. Na pewno jeszcze tutaj przyjedziemy - deklarują goście zza oceanu. A ą

Emigrowali z Galicji
Antoni Sypek, tarnowski historyk i genealog: "Na przełomie XIX i XX wieku za ocean wyemigrowało z Ziem Polskich ponad 3 miliony osób. Najwięcej z ówczesnej Galicji, z czego szczególnie duży odsetek stanowili mieszkańcy podtarnowskich wsi. Do podróży do lepszego życia za oceanem zachęcały ich ogłoszenia w ówczesnej prasie. Wsiadali najczęściej do statków, które odpływały do Nowego Jorku z portów w Bremie lub Hamburgu. Teraz wielu potomków tych, którzy wówczas wyjechali, szuka swoich korzeni w Polsce. Za oceanem i na Zachodzie Europy panuje wręcz swoista moda na to, aby robić sobie drzewa genealogiczne. Ludziom bardzo zależy na tym, aby poznać historię swojej rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska