Janusz Cepcer, szczupły, wysportowany mężczyzna po pięćdziesiątce (nie chce mówić, ile ma dokładnie lat) to absolwent AWF Katowice i psychologii na Uniwersytecie Śląskim, przewodnik beskidzki, licencjonowany pilot wycieczek, esperantysta, jeden z założycieli KK Peleton Wadowice i zapalony biegacz.
Nauczyciel, który co dzień uczy wychowania fizycznego w szkole w Wadowicach, w tym roku dokonał wyczynu, który nie tylko budzi podziw, ale i przejdzie do historii powiatu wadowickiego.
Był jedynym reprezentantem powiatu w Ogólnopolskim projekcie Polskie Himalaje 2018.
- Składał się on tak naprawdę z dwóch elementów: pierwszy to supermaraton w stolicy Nepalu, Katmandu a drugi, to trekking do bazy pod Mount Everestem - opowiada Janusz Cepcer.
Celem wyprawy było uczczenie 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę.
Gdy w roku 2015 szefem projektu został Leszek Cichy, czyli pierwszy na świecie zdobywca Everestu zimą wspólnie z Krzysztofem Wielickim, ruszył ogólnopolski nabór członków wyprawy.
Chętni zgłosili się z całego kraju. Podobno też kilka znanych osób z Wadowic, ale one się wykruszyły w fazie eliminacji. A skromny nauczyciel przebrnął przez całą surową selekcję.
Z tysiąca chętnych pozostało ok. 250 osób, które zostały podzielone na kilkunastoosobowe grupy. Właśnie w jednej z nich znalazł się andrychowianin.
- Do każdej grupy przydzielono lekarza, dwóch szerpów, czyli górskich przewodników nepalskich oraz czterech tragarzy - opowiada Janusz Cepcer.
Uczestnicy otrzymali specjalne „paszporty”, w których musieli przed wyprawą archiwizować obowiązkowe starty w zawodach biegowych, górskie trekkingi, testy sprawności fizycznej, badania lekarskie oraz szkolenia dotyczące zagrożeń na dużych wysokościach.
Przed samym wyjazdem odbyły się dodatkowe badania wysiłkowe w AWF Katowice w tzw. normoksji i hipoksji, czyli biegi w specjalnej komorze ciśnień, gdzie „ustawione” były warunki atmosferyczne panujące na wysokości 3500 m n.p.m.
Przygotowania do tej wyprawy dla Janusza Cepcera rozpoczęły się tak naprawdę wiele lat wcześniej, choć wtedy ambitny nauczyciel nie wiedział jeszcze, że takie wyzwanie czeka na niego w przyszłości.
Zanim pojechał pod Mount Everest, miał za sobą już wiele górskich wspinaczek i wypraw. - To one umożliwiły mi wyprawę w Himalaje, bo miałem już spore doświadczenie i sprawność wyćwiczoną na wspinaczkach między innymi w Tatrach - mówi.
Na jego koncie jest m.in: zimowe wejście na najwyższy szczyt Karpat: Gerlach.zdobycie Korony Gór Polski, czyli 28 najwyższych pasm górskich, starty w ultramaratonach rowerowych w jeździe non stop na dystansie 350 km, 400 km, 630 km, 1008 km i 1480 km.
Sama wyprawa do Nepalu i potem pod Mount Everest obfitowała w wiele wyzwań i nie była łatwa - Po przylocie do stolicy Nepalu i aklimatyzacji, odbył się supermaraton na 100 kilometrów z profesjonalnym pomiarem czasu i sędziami. Zawodnicy startowali z numerem i nazwiskiem polskiego himalaisty zmarłego w górach, któremu poświęcali swój bieg. Ja biegłem dla Tomasza Mackiewicza - opowiada Janusz Cepcer. Mieliśmy też tabliczkę ze wszystkimi Polakami, którzy tam zginęli.
Potem był czas na dojście do górskiej bazy pod Everestem i powrót. Trwało to w sumie 16 dni.
- Podczas nich pokonaliśmy pieszo 250 kilometrów i 18000 metrów przewyższeń, czyli jak by nie było, to dwukrotne wejście na Mount Everest! - wyjaśnia Cepcer. Łatwo nie było. - Każdy uczestnik schudł od pięciu do ośmiu kilogramów, mieliśmy bardzo mocne bóle głowy - dodaje.
W celu aklimatyzacji uczestnicy zdobyli też cztery szczyty powyżej 5000 m n.p.m. Z kilkunastu noclegów, osiem nocy spędzili powyżej 4400 i jedną powyżej 5000 m n.p.m., przy temperaturze -15°C. Gdy byli już w najwyższej bazie, Janusz Cepcer rozwiesił flagę powiatu wadowickiego na tle majestatycznej góry i ta fotka przejdzie zapewne do historii regionu.
Top 10 najsłynniejszych miejsc w Małopolsce zachodniej. Spra...
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Ile kosztują święta na wyjeździe?