Terlecki w ostrych słowach napisał: „Jeżeli Cichanouska chce reklamować antydemokratyczną opozycję w Polsce i występować na mityngu Trzaskowskiego, to niech szuka pomocy w Moskwie, a my popierajmy taką białoruską opozycję, która nie staje po stronie naszych przeciwników”. Cóż, wysyłanie kogokolwiek do Moskwy to niezbyt dyplomatyczne posunięcie, a biorąc pod uwagę sytuację na Białorusi, jest to więcej niż kontrowersyjne. Czy jednak w tej sprawie jest tylko jedna strona? Przecież polski rząd w ostatnich miesiącach wielokrotnie angażował się w procesy demokratyczne na Białorusi - od konwojów humanitarnych po zapowiadane przez premiera Mateusza Morawieckiego 50 mln zł m.in. na wolne media i pomoc represjonowanym. Czy w tej sytuacji Cichaunowska powinna się angażować w zmianę władzy w Polsce?
Wczoraj uczestniczyłem w dyskusji, w której podnoszono, że politycy PiS, będąc w opozycji, spotykali się opozycją na wschodzie. Tak, pamiętam choćby Jarosława Kaczyńskiego na kijowskim Majdanie. Różnica polega jednak na tym, że Władimir Kliczko już na kongresie „Polska Wielki Projekt” się nie pojawił, a łatwo sobie wyobrazić reakcje ówczesnych polskich władz - grzmiano by (zresztą słusznie) o cynizmie i wykorzystywaniu ludzi i tragedii. Bo co innego się spotykać i wspierać się dyplomatycznie i humanitarnie, a co innego, gdy walczący z obcym reżimem są włączani w naszą walkę polityczną. I by była jasność - Pani Cichanouska wcale nie musiała być tego świadoma, a do Moskwy powinna mieć jak najdalej. Nie zmienia to jednak faktu, że równie daleko powinna mieć do walki z tymi, którzy dobrze jej życzą.
