Czytaj także:
Po tym felietonie dostałem dużo listów i e-maili od Czytelników, którzy zapewniali mnie, że się mylę, bo oni właśnie swoje auta kochają i nigdy ich kochać nie przestaną. Z miłością się nie dyskutuje. Redaktor Edwin Bendyk napisał w Polityce (w artykule "Odjazd czterech kółek"): "posiadanie samochodu nie ma nic wspólnego z racjonalnością".
Czy rozwiązaniem będzie mały elektryczny samochód miejski? Pracują nad nim producenci aut na całym świecie, a kolejne rozwiązania studialne są coraz bardziej funkcjonalne
Zgadzam się z tym poglądem, chociaż z zamieszczonymi dalej w tym samym artykule rozważaniami na temat erotycznej (!) natury relacji pomiędzy właścicielem samochodu a jego pojazdem - już raczej nie. No bo czy kogoś z Państwa przekonuje zawarte w tym artykule omówienie powieści "Crash" Ballarda: "(…) zerotyzowane opisy samochodowych katastrof, w których części pokiereszowanych maszyn splatają się ze zmasakrowanymi ludzkimi ciałami w ekstazie pełnego zespolenia"? Mnie nie!
Pomijając podejrzane pomysły na temat związków naszego stosunku do samochodów z erotyką - nie można odmówić słuszności tezie, że obecnie samochodom poświęcamy zbyt wiele. Zbyt wiele uwagi, pieniędzy, czasu... I zdrowia!
To jednak nie może trwać wiecznie. Zatłoczone samochodami ulice, coraz większe fragmenty przestrzeni publicznej przeznaczane na autostrady i parkingi, ogromne zużycie nieodnawialnych zasobów paliw opartych na ropie naftowej i gazie, rosnące zanieczyszczenie środowiska - wszystko to zmusi już niebawem do krytycznego spojrzenia na problemy komunikacyjne i na obecne formy ich rozwiązywania. I niezależnie od tego, czy naprawdę kochamy nasze auta, czy już nie - musimy przygotować się do konieczności odpowiedzi na pytanie:
Czym zastąpimy samochody, gdy już nie będziemy mogli ich używać?
Pod koniec cytowanego wyżej felietonu z maja ubiegłego roku o niekochanych autach wspomniałem, że na pytanie to starali się znaleźć odpowiedź angielscy socjologowie John Urry i Kingsley Dennis w książce "After the Car". Początkowo zamierzałem nawet omówić pomysły tych właśnie autorów w kolejnym felietonie w maju ubiegłego roku, ale po zastanowieniu się, zrezygnowałem z tego zamiaru, ponieważ pomysły panów Urry'ego i Dennisa ulokowane były zbyt daleko od naszych realiów.
Punktem wyjścia do ich rozważań jest dość rozpowszechniony dziś pogląd, że samochody w centrach wielkich miast to nieporozumienie. Z tym można się zgodzić. Autorzy sugerują, że można je stamtąd wyeliminować stosując wysokie opłaty za wjazd do centrum i za parkowanie. Tę część planu naprawczego władze Krakowa stosują bardzo gorliwie, więc wiemy dokładnie, jak to wygląda.
Jednak ciąg dalszy jest mniej różowy. Panowie Urry i Dennis zakładają, że ekonomicznej presji wyrzucającej auta ze śródmieścia towarzyszy dobrze rozwinięta komunikacja masowa, zwłaszcza metro. Wskazują oni, że modelowe rozwiązanie tego rodzaju posiada obecnie Londyn, a częściowo udało się osiągnąć podobny efekt w śródmieściu Wiednia. I tu leży pies pogrzebany.
Bogate miasta w bogatych krajach już dawno temu stworzyły bogatą, w znacznej części podziemną infrastrukturę komunikacyjną, na której mogą teraz opierać rozwiązania typu "Park & Ride". Zasada P&R jest prosta: Na dalekich przedmieściach, gdzie jest jeszcze sporo wolnej przestrzeni i ceny gruntów nie są niebotycznie wygórowane, buduje się wielkie parkingi. Są one umieszczone w pobliżu głównych tras dojazdowych do miasta, któremu chcemy zapewnić ochronę przed zalewem samochodów. To jest ta łatwiejsza część zadania.
Ale dalej jest trudniej, bo trzeba zapewnić szybką i wydajną komunikację od miejsca parkowania do tych miejsc w śródmieściu, do których przybysze docelowo zmierzają. Jeśli bazą tej komunikacji jest istniejąca w mieście sieć metra albo szybkie tramwaje i wszechobecne autobusy - to rzecz się może udać. Przynajmniej na jakiś czas, bo potrzeby komunikacyjne wciąż rosnących metropolii także ciągle rosną i każde rozwiązanie po krótkim czasie staje się przestarzałe i niewystarczające. Budowa nowych linii metra jest kosztowna i kłopotliwa, a wpuszczanie coraz większej liczby autobusów i tramwajów do ścisłego śródmieścia, nawet po jego opróżnieniu z pojazdów indywidualnych, napotyka na kłopoty związane z gabarytami tych pojazdów oraz z potencjalnym zagrożeniem pieszych, których także stale przybywa.
Czy jest rozwiązanie? Być może będzie nim mały elektryczny samochód miejski. Pracują nad nim producenci samochodów na całym świecie, a kolejne rozwiązania studialne, jakie się pokazują na wystawach nowości motoryzacyjnych, są coraz bardziej funkcjonalne. O możliwościach takiego pojazdu i o jego technicznych walorach napiszę w oddzielnym felietonie, który zaoferuję Państwu za tydzień.
***
Autor: biocybernetyk, automatyk, prof. dr hab. inż., trzykrotny rektor AGH, członek wielu organizacji krajowych i zagranicznych, m.in. PAN, PAU, Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+