Jak relacjonuje oficer dyżurny Stanowiska Koordynacji Ratownictwa Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu, alarm odebrany z Mystkowa o godz. 7.50 w środę był dramatyczny. Telefonujący podawał, że samochód osobowy wisi kilka metrów poniżej drogi na niemal pionowym urwisku nad potokiem opierając się o wątłe drzewa. Wewnątrz tego pojazdu uwięziony jest kierowca. Według wzywającego pomocy jeśli auto runie w dół mężczyzna raczej nie ma szans przeżycia, bo wszystkie poduszki ochronne już wystrzeliły.
Na pomoc skierowane zostały najbliższe ochotnicze straże pożarne z Mystkowa i Mszalnicy, jednostka ratownictwa technicznego oraz jednostka ratownictwa wysokościowego PSP z Nowego Sącza.
Dotarcie do rozbitego volkswagena i uwięzionego w jego wnętrzu kierowcy możliwe było jedynie przy zastosowaniu technik alpinistycznych. Na ścianie urwiska pojazd tkwił bowiem niemal pionowo przodem w dół, a drzewa rosnące po jego bokach uniemożliwiały otwarcie drzwi.
Strażacy zdołali szybko zamocować do samochodu liny przypięte do ciężkich wozów ratowniczych stojących na drodze. Dopiero po takim zabezpieczeniu rozbitego volkswagena bora możliwe było prowadzenie dalszej akcji ratowniczej.
Z wraku samochodu wydobyto kierowcę, a karetka Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego przetransportowała go do Szpitala Specjalistycznego im. Jędrzeja Śniadeckiego w Nowym Sączu.
Akcja strażaków trwałą około półtorej godziny.
Wczoraj rano, kiedy doszło do wypadku w Mystkowie, na drogach Sądecczyzny panowały bardzo trudne warunki. W nocy region ponownie zaatakowała zima.