Do gaszenia płonącego poddasza domu w Mochnaczce skierowano ochotnicze straże pożarne z Mochnaczki Niżnej i Mochnaczki Wyżnej, a także trzy zastępy z Jednostki Ratowniczo Gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej w Krynicy-Zdroju.
- Działania strażaków wewnątrz bardzo zadymionego budynku były możliwe jedynie w maskach z aparatami do oddychania - wyjaśnia oficer dyżurny sadeckiej komendy PSP. - Butla ze sprężonym powietrzem, która strażak ma na plecach, wystarcza na około 20 minut w miarę swobodnego oddychania. Po tym czasie w jego miejsce musi wejść kolejny ratownik, a temu pierwszemu wymienia się pustą butlę na napełnioną.
W samochodach OSP są zazwyczaj po dwie butle ze sprężonym powietrzem dla każdego z sześciu druhów stanowiących załogę wozu gaśniczego. Nieco więcej butli z powietrzem maja na wyposażeniu auta PSP.
Nawet dotarcie na miejsce pożaru w Mochnaczce wozów kolejnych OSP poderwanych do akcji nie zapewniło wystarczającej ilości butli ze sprężonym powietrzem. Konieczne było dowiezienie następnych z jednostki Ratowniczo Gaśniczje PSP w Nowym Sączu.
- Trudność nocnej akcji gaśniczej w Mochnaczce potęgował nie tylko srogi mróz - relacjonuje oficer sądeckiej straży pożarnej. - Najgorsze było przedostanie się ognia do wnętrza stropów. Jak się szybko okazało w stropach znajdowały się trociny, użyte przez budowniczych jako materiał ocieplający. W trocinach ogień może tlić się w utajeniu przez wiele godzin zanim rozgorzeje w pełni. Dlatego niezbędne było usuwanie całości ocieplenia.
Około godz. 23.30 strażacy nadal walczyli z pożarem domu w Mochnaczce.