Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barcelona - PSG. Kronika zapowiedzianej remontady. Konsekwencje będą równie niezwykłe?

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Luis Suarez i Marquinhos
Luis Suarez i Marquinhos Twitter/FCBarcelona
Oprócz swojego historycznego znaczenia, niezwykła remontada Barcelony z PSG (6:1) ma też bardziej przyziemny wymiar. Pokazuje, jak w futbolu wszystko może zmienić się szybko i nieoczekiwanie. Trzy tygodnie temu można było na poważnie myśleć, że w stolicy Katalonii skończy się pewna epoka, teraz „koniec cyklu” jest przepowiadany w Paryżu. I to zaledwie po sześciu latach od przejęcia klubu przez katarskich szejków. Co więcej, coraz głośniej mówi się o tym, że zmiany są potrzebne nie tylko w składzie (to kolejna zła informacja dla Grzegorza Krychowiaka), ale też w zarządzie. A jeśli emir Kataru zdecyduje się na poświęcenie swojego przyjaciela Nassera, to będzie prawdziwa rewolucja. Paryż takie lubi.

Główny problem leży jednak gdzie indziej.

Dopisywanie ideologii post-factum jest zwykle ryzykowne, ale akurat w tym przypadku rekonstrukcja zdarzeń pozwala na wnioski, które nie zawsze są widoczne, ale dzisiaj na pewno jednoznaczne. Paryżanie dali się wyeliminować w nieprawdopodobny sposób na własne życzenie - grając katastrofalnie przy Barcelonie, która wcale nie błyszczała - ale postawa na boisku to było jedynie dopełnienie szeregu zdarzeń. I nie chodzi wcale o mniejsze lub większe błędy sędziego.

Nie wiadomo dokładnie, jak skończy się sprawa z rzekomym wyjściem do dyskoteki Marco Verratiego i Blaise’a Matuidiego na dwa dni przed meczem, jeszcze w Paryżu – informacja podana przez „L’Equipe” została w piątek kategorycznie zdementowana przez klub – ale już widać, że zaczyna się pranie brudów. Bezwzględne.

Niezależnie od tego, czy jest coś na rzeczy, kilka innych urywków pokazuje, jakie było nastawienie zawodników i działaczy przed wyjazdem do Barcelony. Luźna rozmowa czterech piłkarzy przy kolacji (Matuidi, Verratti, Meunier, Draxler), nagrana w paryskiej restauracji na wizerunkowe potrzeby klubu, może dzisiaj co najmniej zaskakiwać. Refleksja, żeby nie dzielić za wcześnie skóry na niedźwiedziu, a tym bardziej barcelońskim, nie przyszła do głowy nikomu nawet wtedy, gdy Draxler zaczął wspominać mini remontadę, którą przeżył zaledwie w ubiegłym sezonie na boisku Realu, grając jeszcze w Wolfsburgu. Śmiesznie brzmią teraz stwierdzenia, czy to wstyd, aby przegrać 1:5 na Camp Nou i awansować, ale one rzeczywiście się pojawiły! Choć gwoli sprawiedliwości – Meunier upierał się, że to jednak wstyd…

Jak podchodzić do informacji, że dyrektor PSG Jean-Claude Blanc – nie mając jeszcze nawet miejsca w ćwierćfinale – miał zwracać uwagę w rozmowie z prefektem policji, że w razie wygrania Ligi Mistrzów dobrze byłoby przejechać otwartym autokarem przez Pola Elizejskie? Albo jak traktować mało dostrzegalną scenę tuż po golu Cavaniego na 1:3, gdy Di Maria zamiast po prostu się cieszyć, charakterystycznym gestem uciszał Camp Nou?

Paryżanie zgrzeszyli pychą, ale to przecież nie tłumaczy wszystkiego.

Dlatego, że w przygotowaniu meczu – jego ostatecznym wyniku, a przede wszystkim dramaturgii - niebagatelną rolę odegrał jeszcze jeden element. Jakkolwiek to zabrzmi – z pogranicza kultury, socjologii i historii.

Można się było mimowolnie uśmiechać, gdy Luis Suarez powtarzał, że jeśli ktokolwiek jest w stanie tak bardzo odwrócić wynik w dwumeczu, to tylko Barca, nawet jeśli nikt wcześniej tego nie dokonał, ale kryło się za tym rzeczywiste przekonanie połączone z uruchomieniem całej machiny propagandowej. Katalońska prasa nie tylko stanęła murem za swoją drużyną, ale wręcz rozpętała kampanię pod hasłem „Si, se puede” („możemy tego dokonać!”), w którą i kibice i przede wszystkim piłkarze najwyraźniej uwierzyli. We Francji takiej „kultury futbolu” nie było i nie ma. To może drobiazg, ale na najwyższym poziomie, gdy decydują się losy o przetrwaniu w najtrudniejszych momentach, niewątpliwie ma znaczenie. Czy to również zdecydowało, że paryżanie wyszli na boisko tak bardzo przytłoczeni magią wielkiej Barcelony? Najpewniej. Tak samo jak konstatacja, że w starciu z ponadstuletnią instytucją, doświadczoną w wielu bojach o najwyższą stawkę nawet lejące się strumieniami petrodolary niewiele pomogą. Bo brakuje właśnie tej „kultury zwyciężania”, która pozwala, czasem choćby siłą woli, dokonywać niemożliwego.

Czy to oznacza, że katarscy szejkowie muszą definitywnie odłożyć marzenia o zdobyciu Ligi Mistrzów ad acta? Nic bardziej mylnego, jeśli tylko powołamy się na wymowne przykłady z przeszłości i… elementarną logikę.

Przed Barceloną Francuzi przeżyli dotychczas dwie traumy. W Sewilli, w półfinale mundialu’82 dali się przytłoczyć Niemcom, mimo dwubramkowej przewagi w dogrywce. Jeszcze bardziej dramatycznie było w 1993 roku, gdy strzał Bułgara Kostadinova w ostatniej akcji meczu pozbawił gospodarzy niemal pewnego wyjazdu na mistrzostwa świata do USA. Dramat!

Ale co się stało po tych dwóch klęskach? Nastąpiły największe triumfy, a jakże. Najpierw pierwszy tytuł Euro’84 zdobyty w porywającym stylu, potem zwycięstwo na mundialu’98, też pierwsze w historii.

Logika wskazywałaby więc, że mamy już najpoważniejszego kandydata do… wygrania Ligi Mistrzów w kolejnej edycji. Przykład Chelsea zdobywającej puchar w najmniej oczekiwanym momencie, po latach szastania milionami euro, bynajmniej temu nie zaprzecza.

Paralela historyczna jest jednak w tym przypadku tak nieprawdopodobna, że aż strach mówić o tym głośno.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Barcelona - PSG. Kronika zapowiedzianej remontady. Konsekwencje będą równie niezwykłe? - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska