- Co Pan robił w niedzielę między godziną 21 a 23?
- Oglądałem mecz Francji z Portugalią, jak każdy fan futbolu.
- Przeszło Panu przez głowę, że mógł Pan być wtedy w innym miejscu?
- Tak, parę razy mi to przemknęło. Na pewno każdy z nas był zadowolony, że udało się tyle osiągnąć. Jesteśmy ludźmi, którzy mają ambicję i były realne szanse na to, by się znaleźć tam, gdzie w niedzielę obie drużyny. Był lekki niedosyt, ale i tak trzeba się cieszyć.
- „Kapustkomanię” odczuwał Pan bardziej we Francji czy w kraju?
- We Francji nie dało się tego odczuć. Cały czas podążaliśmy według planu, mieliśmy zorganizowany czas. Wiem, że w Polsce ludzie tym żyli bardziej. W kraju już się dało odczuć, że zmienił się stosunek do mojej osoby. Na pewno jest to miłe. Chcę grać jak najlepiej i cieszę się, że ludzie to dostrzegają. To zainteresowanie jest może czasem uciążliwe, ale i miłe. Ochłonąłem już, miałem trochę wolnego.
- Jak podsumuje Pan Euro w swoim wydaniu? Jest Pan zadowolony?
- Jechałem tam z nadziejami, że dostanę szansę. Już parę minut gry to byłoby coś wielkiego. Przez uraz Kamila Grosickiego dostałem szansę i ją wykorzystałem. Później mogłem dołożyć coś więcej, ale jestem bardzo zadowolony.
- Zaczął Pan z wysokiego „C”, zawiesił sobie Pan poprzeczkę wysoko. Po meczu z Irlandią Północną spłynęły na Pana komplementy z całego świata.
- Tak, to było bardzo miłe. Mogłem być z siebie dumny, zrobiłem wiele, by w kolejnych meczach móc wychodzić na boisko.
- Koledzy z kadry pomagali udźwignąć Panu ciężar, jaki na Pana spadł?
- Nie było takiej potrzeby, rozmawiałem z trenerem. On potrafi dotrzeć do każdego.
- Miał Pan na pewno jakieś wyobrażenia, jadąc na taki turniej. Czy one się pokryły z rzeczywistością?
- Wiele osób twierdziło, że w Polsce dużo bardziej było czuć to Euro. Dla mnie było to przeżycie, zobaczyć na żywo tych zawodników, których wcześniej oglądałem w telewizji.
- Co zapamięta Pan na długie lata, myśląc o turnieju we Francji?
- Najbardziej utkwiły mi łzy po przegranym meczu. Nie jest to optymistyczne, co mówię, ale każdy z nas przeżył, że nie udało się wywalczyć awansu do półfinału.
- Mówi Pan, że zmieniło się pańskie życie po powrocie.
- Wielu ludzi mnie zauważa i nie mają takich skrupułów jak kiedyś, by podejść do mnie. Życie prywatne na tym ucierpiało. Każdemu starałem się poświęcić trochę czasu. W Pogórskiej Woli, gdzie mieszkam, ludzie żyli tym, spotykali się na wspólnym oglądaniu meczów.
- Może Pan podziękować Michałowi Pazdanowi, że skupił na sobie zainteresowanie ludzi.
- Tak, po pierwszym meczu było zainteresowanie moją osobą, ale tak czy inaczej, potem by pewnie spadło. Michał zrobił furorę, wielu nie wierzyło w niego, a teraz każdy się nim zachwyca.
- Pańskie życie się zmieniło, czy nadal będzie je Pan wiódł w Krakowie?
- Zobaczymy. Jeszcze nic nie jest przesądzone. Wszystko będzie się rozgrywało w najbliższych dniach. Okienko transferowe jest jeszcze długo otwarte. Nie wszystko zależy ode mnie, ale też od innych osób.
- Nie może Pan zdradzać szczegółów negocjacji w sprawie transferu z Cracovii, ale na pewno ma Pan wymarzony scenariusz?
- Myślę, że kiedy mówiłbym o swoim wymarzonym scenariuszu, to później byłbym na straconej pozycji, jeśli chodzi o ten klub. Rozmowy są prowadzone i z klubem, i z moim agentem, to mogę potwierdzić. A co się okaże, to nie wiem.
- Wśród różnych opcji jest też taka, że zostanie Pan w Cracovii, czy to jest mało prawdopodobne?
- Jest też taki wariant, może się tak okazać. Ale, jak powiedziałem wcześniej, nikt nie jest w stanie tego przewidzieć.
- Widział Pan z trybun rewanżowy mecz Cracovii ze Szkendiją Tetowo w eliminacjach Ligi Europy. Korciło Pana, by wejść na boisko i pomóc kolegom?
- Trochę na pewno tak. Jak ktoś gra w piłkę, a ogląda mecz z trybun, to zawsze chce wejść na boisko i pomóc drużynie. Szkoda, że tak się to potoczyło. Uważam, że nie byliśmy słabszym zespołem. Jeśli chodzi o wyniki, to nie ma co dyskutować. Przegraliśmy, awans należał się rywalowi. Dla każdego była to cenna nauczka i jeśli przyjdzie czas na to, by się zrewanżować i zagrać w pucharach, to każdy z nas będzie mocniejszy.
- Na tę chwilę normalnie przygotowuje się Pan do niedzielnego meczu z Piastem?
- Tak, oczywiście. Cały czas mam ważny kontrakt, jak najbardziej przygotowuję się do tego meczu.
- Jest też druga strona medalu. Transfer jest na horyzoncie, może Pan mieć obawy, by coś nie stało się ze zdrowiem, bo taka szansa mogłaby Panu przejść koło nosa.
- Szczerze powiem, że nie myślę w ten sposób. Jak wychodzę na boisko, to nie myślę o tym, że mogę doznać kontuzji. Gdybym miał się zastanawiać, to musiałbym to robić przed każdym meczem.
- Koledzy z Cracovii Pana jakoś przywitali, zrobili może jakąś niespodziankę?
- To ja zrobiłem niespodziankę kolegom, bo przyjechałem do klubu na drugi dzień po ostatnim meczu na Euro. Były żarty, to jest normalne.