Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezrobocie po gorlicku: chciał dać 8 tys. zł na rękę i nie było chętnego!

Halina Gajda
Halina Gajda
Na lokalnym rynku brakuje zawodowych kierowców. Przedsiębiorcy szukają ich za granicą. Z danych gorlickiego urzędu pracy wiemy, że chętnie zatrudniani są obywatele Ukrainy.

- Przez kilka tygodni szukałem do pracy kierowców do transportu międzynarodowego. Poprzez urząd pracy, poprzez ogłoszenia w internecie. Bezskutecznie. Nie pozostało mi nic innego, jak zatrudnić obcokrajowców. Teraz mam ich dwunastu - mówi Jerzy Kurzawa, właściciel gorlickiego Budimetu.

Gorlicki rynek pracy wchłania takich pracowników jak gąbka wodę. - W 2015 roku gorliccy przedsiębiorcy zgłosili do nas 54 oferty, w tym roku już ponad trzydzieści - wylicza Jadwiga Makowic, wicedyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Gorlicach.

8 tys. złotych pensji - płaca zasadnicza i delegacje

Budimet to nie tylko znany w Gorlicach skład budowlany, ale znacznie szersze zaplecze transportu międzynarodowego, mało u nas widoczne. - Jeździmy do Niemiec, Francji, Hiszpanii - wylicza prezes Kurzawa. - Ale i na Słowację, choć tę traktuję już jako wyjazdy, nazwijmy to, krajowe czy lokalne - uśmiecha się. Pierwszy sygnał, że coś jest nie tak, pojawił się już w minionym roku - oferta pracy z deklarowanym przez niego wynagrodzeniem na poziomie od 6,5 do 8 tys. złotych pozostała bez większego odzewu. - Pensja kierowcy składa się niejako z dwóch części - zasadniczej i delegacji wypłacanych w przypadku dalekich wyjazdów zagranicznych - wyjaśnia nam. - Do tego oczywiście wszystkie obowiązujące składki i podatki - dodaje.

Gdy w końcu na ofertę odpowiedzieli Ukraińcy, nie miał wielkich obiekcji. - Zrobili prawo jazdy u siebie, nie mieli obaw przed zagranicznymi autostradami ani obsługą nawigacji czy GPS. Dlaczego miałbym więc ich nie zatrudnić? - pyta. Ci, którym niestraszne są europejskie szlaki i chętnie podjęliby pracę, muszą liczyć się z tym, że droga do kabiny tira jest naprawdę długa. Po pierwsze, trzeba mieć ukończonych 21 lat. - Kandydat najpierw robi prawo jazdy kategorii C, czyli na samochody ciężarowe. Potem tak zwane podwyższenie, czyli C+E - wyjaśnia nam Jan Stopkowicz, kierownik rejonowego ośrodka szkolenia kierowców LOK w Gorlicach.

Równocześnie z kursem prawa jazdy trzeba rozpocząć kurs kwalifikacji wstępnej przyspieszonej. - To 130 godzin teorii i dziesięć godzin praktyki - dodaje. W skrócie można by powiedzieć, że to taka europejska pigułka - omówienie wszystkich zasad transportu w krajach Unii oraz tego, co, kiedy i jak można przewozić, na jakich drogach etc. - Kurs kończy się egzaminem państwowym, który daje świadectwo kwalifikacji zawodowej, co oznacza, że mamy zawodowego kierowcę - tłumaczy. I tu najważniejsze: koszty. Cały kurs C+E i kwalifikacja to już wydatek około sześciu tysięcy złotych. Do tego trzeba doliczyć koszty egzaminów - około 500 złotych, badań lekarskich - kolejnych 350 złotych. Wydatek jest więc spory.

Bezrobotni kierowcy, którzy dróg się boją
Dzisiaj w gorlickim pośredniaku jest zarejestrowanych 17 bezrobotnych kierowców z prawem jazdy C+E. - To taki rodzaj pracy, że nie można nikogo zmusić do jej podjęcia - mówi Jadwiga Makowiec, wicedyrektorka PUP w Gorlicach. Powodów jest wiele: strach przed bądź co bądź innym sposobem jazdy, kłopotami z komunikacją.

- Nie każdy radzi sobie z jazdą pod nawigację - dodaje Jerzy Kurzawa. Przedsiębiorcy, którzy szukają kierowców zawodowych, mogą sobie ich sami wyszkolić spośród już pracującej załogi. Jest nawet możliwość, że dopłaci im do tego urząd pracy. Niemało, bo do 80 procent kosztów. Podchodzą jednak do tego ostrożnie. - Wszystko wychodzi w tak zwanym praniu - to, że ktoś skończył kurs, wcale nie oznacza, że poradzi sobie na trasie - tłumaczy Jerzy Kurzawa. - Obiecywanie z góry, że gdy zrobią kurs, to będą znacznie lepiej zarabiać, jest trochę na wyrost - dodaje.

Słoiki pod siedzeniem to już normalność
Bogdan Marek, gorliczanin, na tirach pracuje od trzech lat. Tygodnie w trasie nie są dla niego żadnym wielkim wyzwaniem. - W sumie, na rękę zostaje mi co najmniej około sześciu tysięcy złotych. Oczywiście wszystko zależy od tego, na jak długo i jak daleko jadę - mówi. - Żona przygotowuje mi gotowe potrawy - opowiada.

Śpi w kabinie, tam ma też podręczną lodówkę. Śmieje się, że po tym, jak wraca do domu, pierwsze kroki kieruje do łazienki. - Golę się, żeby rodzina nie pomyślała, że jakiś obcy do domu się włamał - śmieje się. Na razie nie myśli o zmianie pracy. - Nauczyłem się kilku języków na tyle, by sobie poradzić z załatwieniem podstawowych spraw czy to na bramkach, czy w sklepie - dodaje.

Deficyt na rynku kierowców dotknął i jego. O ile dotychczas jeździł w systemie 3+1, czyli trzy tygodnie w trasie, tydzień w domu, to teraz wyjazdy przedłużają się o tydzień, a nawet więcej. - Bierzemy dłuższe kursy, bo brakuje zmienników - dodaje.

Stanisław Zieliński, naczelnik wydziału komunikacji starostwa w Gorlicach, wylicza: - W 2014 roku wydaliśmy 333 prawa jazdy kat C+E oraz 255 kwalifikacji zawodowych. Rok później było to odpowiednio 386 i 309. Mimo to rynek i tak daleki jest od nasycenia.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska