Monikę Wąsacz znają nie tylko mieszkańcy Gorlickiego, ale też widzowie „Pytania na Śniadanie”, w którym gościła kilkukrotnie. Za każdym razem z takim samym efektem zachwytu i zdziwienia, że na niepozornej skorupce można wyczarować takie cuda. Ona sama twierdzi – choć już coraz rzadziej – że idealna pisanka jeszcze przed nią.
- Bo pisanka nie może być tylko ładna. Ona nawet nie może być taka „ach, jaka ładna” – przekomarza się. - Ona ma być taka super ładna – dodaje ze śmiechem.
Elektronarzędzia do pracy twórczej?
Dla Moniki Wielkanoc może być przez cały rok, bo sam wosk szybko przestał jej wystarczać. Sięgnęła po nożyk i na już zabarwionym jajku zaczęła wycinać wzory. Spodobało się jej. Z każdym pociągnięciem ostrza po powierzchni jajka, było lepiej. Tyle że narzędzia - żyletka, scyzoryk - przez dłuższy czas trzymane w palcach, to przepis na nieszczęście. Nie ma siły, człowiek w końcu boleśnie się skaleczy. Monika z natury jest zapobiegliwa - przecież nie tylko na pisankach opiera się jej świat. Postanowiła więc sprawie zaradzić, a wiąże się z tym pewna anegdota. Otóż metodą prób i błędów uznała, że najbardziej odpowiednia do pracy twórczej będzie mała frezarka. Z myślą o takim zakupie poszła do sklepu z elektronarzędziami w Gorlicach, gdzie poprosiła o pokazanie stosownego sprzętu. Kupowanie wedle urody opakowania od razu wykluczyła, musiała sprawdzić niejako namacalnie, czy owa frezarka jest lekka, dobrze leży w dłoni i odpowiednio pracuje. Sprzedawca nawykły do tego, że klientami są przeważnie mężczyźni, nie wytrzymał i zapytał wprost: po co pani taki sprzęt?
- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: do drapania jajek – wspomina ze śmiechem.
Ponoć miny sprzedawcy słowa nie są w stanie opisać, bo to trzeba było po prostu zobaczyć. Tak czy inaczej – zgodził się na test sprzętu w domu.
- Następnego dnia pojechałam potwierdzić zakup i na dowód, że nie próbowałam go wkręcić, pokazałam wydrapane jajko – dodaje.
Na skorupce zmieści się wszystko
Dzisiaj jest w stanie na jajku zmieścić wszystko. Udowodniła to już po wielokroć – na strusich wydmuszkach uwieczniła ratusz w Gorlicach, Dwór Karwacjanów też nie stanowił dla niej problemu. Ponieważ ziemia gorlicka niegdyś ropą stała – na jednym z jajek umieściła Ignacego Łukasiewicza podczas pracy w gorlickiej aptece. Na kolejnym znalazł się Józef Piłsudski, cerkwie w Bartnem, Brunarach i Owczarach, przydrożne krzyże z opuszczonych łemkowskich wsi oraz cmentarz wojenny na Rotundzie. Jednak, żeby była różnorodność, ale też szczypta humoru – na skorupce wydrapała wesołego kaczorka oraz Carla i Ellę, bohaterów pięknej kreskówki „Odlot”. Obrazek domu doczepionego do wielkiej kiści kolorowych balonów zna chyba każdy. Kadry z tego filmu pojawiały się na kubkach, naklejkach, piórnikach i setce innych rzeczy. Na pewno zaś nigdy nie pojawił się na skorupkach.
- Spodobała mi się para sympatycznych staruszków – mówi szczerze.
Pośród setek jajek, które ma w domu, w oko wpadają też sielskie obrazki – jeleń na rykowisku, statek pod pełnymi żaglami, zakochane łabędzie, koń w galopie, górski pejzaż, zaśnieżona wieś, czy leśny skrzat. Nie jest jakąś gorliwą fanką takich klimatów – po prostu chciała sprawdzić, czy potrafi. Bo dla siebie jest najsurowszą recenzentką.
Jak wykorzystać strusie wydmuszki?
Monice samo drapanie szybko zaczęło się nudzić. Uznała, że musi coś więcej. No i zaczęła robić na tych pisankach ażurowe wzory. Tysiące otworów. Każdy pieczołowicie wycięty, symetryczny względem całości. W to wkomponowany motyl albo pszczoła na plastrze miodu. Owad jest jak żywy – widać każdy włosek na odwłoku, a oko wydaje się dosłownie patrzeć na człowieka. Skąd takie pomysły? Monika po prostu bierze jajko do ręki, zamyka oczy, a później dzieje się magia. Wie, że akurat to jajko będzie idealne na ozdobę, to na tradycyjną pisankę albo inną przestrzenną kompozycję. Zaczyna też eksperymentować – w wielkiej strusiej wydmuszce „montuje” maleńką przepiórczą. Oczywiście wszystko wykonane jest w tym samym stylu. Dzisiaj z wydmuszek strusich gigantów robi szkatułki. Mają być użyteczne, więc proces twórczy to nie tylko artystyczny zmysł, ale też mnóstwo techniki. Najlepszy efekt jest, gdy ażurowe wzory wytnie tylko na połowie. Wtedy światło przechodzące przez otwory daje niesamowity efekt. Potem przecina wydmuszkę na pół, dorabia zawiasy, zamknięcie z przodu. Wnętrze wykłada atłasem albo skórą. Dopieszcza szczegóły. Finał – zachwyca.
Pisanki zaczęły się od teściowej
I kto by pomyślał, że tak naprawdę przygoda z wydmuszkami zaczęła się od chęci zaimponowania… teściowej. Trzeba tu bowiem wyjaśnić, że za mistrzynię pisanek w rodzinie uważana była mama Moniki. Wśród fanek tejże, była właśnie teściowa.
- Gdy przychodziła Wielkanoc, mama nie mogła opędzić się od zamówień – wspomina Monika. - W końcu powiedziała: pass - dodaje.
Kogo, jak kogo, ale teściowej Monika zawieść nie mogła. I zwyczajnie nie chciała. W którąś ciemną noc zamknęła się więc w kuchni. Z lodówki wyciągnęła pudełko z jajkami, rozgrzała palnik kuchenki elektrycznej, postawiła pojemnik z woskiem. Gdy się roztopił, drobnym, naprędce skonstruowanym szpikulcem, zaczęła malować po skorupkach.
- Wyszło całkiem nieźle - chwali się.
Jedyny mankament jej pasji jest taki, że nie ma szans na zadbane paznokcie i wypielęgnowane dłonie. Jej to nie przeszkadza.