Do niedawna Monice za pracownię służyła domowa kuchnia, a przy wycinaniu wzorów – przydomowe pomieszczenia gospodarcze. Teraz z dumą pokazuje niewielki pokoik. Na razie pracowni on wprawdzie nie przypomina, ale wszystko ma się zmienić. W sumie to nawet bardzo nie musi, bo Monika miejsce pracy zorganizowała sobie przy niewielkiej ławie. Ma kuchenkę, ma pudła z wydmuszkami, za oknem widok na Beskid Niski, na parapecie cicho gra radio. Czego chcieć więcej?
- W tym roku postanowiłam, że zrobię kilka jajek w innych, niż zazwyczaj – zaczyna. - Ale żeby uzyskać efekt czterech kolorów: czerni, pomarańczowego, niebieskiego i czerwonego, trzeba naprawdę sporo czasu i pracy – dodaje.
Instrukcja tylko dla fachowców
Omawia cały proces tworzenia. Komuś, kto pisankowej materii nigdy nie zgłębiał, trudno jest się w tym wszystkim połapać: farbowanie, nakładanie wzoru i znowu do farby. Tylko innego już koloru. I co najważniejsze – trzeba trzymać tak, żeby nie wpadło w całości, bo praca pójdzie na marne.
- Na koniec, żeby nie było tak smutno, dokładam kilka białych kwiatuszków i kropeczek – kończy telegraficzną instrukcję.
W tym sezonie postanowiła również wziąć na warsztaty pisanki lilipucie. I bynajmniej nie pokolorowała ich jednolicie i nie skreśliła kilku kropek, ale – jak to ona - wymalowała całe ornamenty. Oczywiście pracę skwitowała: nie było to wcale takie trudne.
Pisanek, które zdążyła stworzyć w ostatnich kilku tygodniach, jest naprawdę ogrom – czerwone, zielone, niebieskie, ale też wielobarwne. Strusich też nie brakuje. Część dzieł trafiła do przeszkolonej witryny, inne na razie do pudełka, które przenosi z wielką delikatnością. Każdy, kto tylko odważy się pudeł dotknąć, słyszy twardy głos: tylko się nie potknij!
Dla tych, którzy lubią łamać tradycję
Gdyby ktoś miał chęć czy też potrzebę umieszczenia w koszyczku Pana Kleksa, skrzatów, wielkiej pszczoły – nie ma sprawy. Monika i takimi jajkami dysponuje. Bo musimy Wam zdradzić, że od czasu do czasu wpada jej do głowy jakiś szalony projekt, który natychmiast realizuje. Kojarzycie Carla i Ellę, bohaterów pięknej kreskówki? Obrazek domu doczepionego do wielkiej kiści kolorowych balonów zna chyba każdy. Kadry z filmu „Odlot” pojawiały się już na kubkach, naklejkach, piórnikach i setce innych rzeczy. Na pewno zaś nigdy nie pojawił się na skorupkach.
- Filmowy kadr z dziadkiem i jego balonowym domkiem napotkałam gdzieś w internecie – opowiada. - Spodobał mi się – dodaje. - W sumie to zajęło mi to jeden wieczór – wylicza. - No dobra, rano jeszcze poprawiłam brodę dziadka, fryzurę babci i kilka innych drobnych szczegółów – przyznaje.
Monikę spotkacie podczas wielkanocnego jarmarku na gorlickim rynku. Wypatrujcie baneru, oczywiście z pisankami!