- Spadł panu kamień z serca po tym, jak wreszcie strzelił pan bramkę?
- Tak, spadł, długo na to czekałem.
- Już wcześniej miał pan okazję na gola, ale obrońca wybił piłkę z linii.
- Ostatnio miałem właśnie takie „szczęście”, że mi obrońcy wybijali piłkę albo sprzed bramki, albo z linii. W końcu jednak wpadło i bardzo się z tego cieszę. Długo na to czekałem. Chyba pierwszy raz aż tak długo. Cieszy mnie nie tylko sam gol, ale reakcja na niego wszystkich. Począwszy od kibiców, od których dostałem tak duże wsparcie. To jak skandowali moje nazwisko po meczu… Długo będę to pamiętał, to zostanie w moim sercu. Tak jak reakcję sztabu, chłopaków z drużyny. Widać, jaką jesteśmy dzisiaj drużyną. Widać było, ile ta moja bramka znaczyła też dla reszty chłopaków. To cieszy, bo przed nami kluczowe dwa tygodnie, a takie coś dodaje jeszcze pozytywnego kopa.
- Przy pana golu świetną asystę zaliczył Marc Carbo.
- Kapitalnie mi zagrał. Już jakiś czas temu rozmawialiśmy z nim o takich sytuacjach. On jak ma piłkę w tym sektorze boiska, to szuka takich podań. Mnie przypomina się np. podobne jego podanie do Angela Rodado w meczu z Ruchem Chorzów tutaj w Krakowie. Też Marc dał mu takie podanie, Angel uderzył z pierwszej i był gol. Widać, że to potrafi.
- Serce mocniej biło, jak sędziowie sprawdzali i sprawdzali tego pańskiego gola?
- Ja to się śmieję, że w ekstraklasie na powiedzmy dwadzieścia moich bramek to osiemnaście zawsze było dokładnie sprawdzanych przez VAR. Teraz też musiałem poczekać. Powiem szczerze, że w pierwszym momencie byłem pewien, że nie było spalonego, ale im dłużej sędzia czekał i czekał, tym ta moja pewność malała, bałem się, że znowu coś będzie… Na szczęście tym razem gol został uznany.
- Wygraliście z drużyną, która już spadła, ale nawet zwycięstwo z takim rywalem to od strony psychologicznej może być dla was taki mentalny kop w górę przed barażami. To raz, a dwa - wciąż realne jest przynajmniej czwarte miejsce i półfinał baraży u siebie.
- Trener powiedział nam na przedmeczowej odprawie, że może się tak zdarzyć, że to będzie nasz ostatni mecz na Reymonta w tym sezonie i żebyśmy zrobili to dla naszych kibiców. Żebyśmy godnie im podziękowali za to, jak mocno nas wspierali przez cały sezon, w jakich liczbach. Mówił nam również, żebyśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy, żeby wygrać ten mecz i następny również po to, żeby była okazja, żeby ci kibice mogli nas jeszcze w tym sezonie zobaczyć przy Reymonta. Dlatego graliśmy tak, jakby to miał być nas ostatni domowy mecz. Atmosfera była świetna, a ta wygrana to rzeczywiście dla nas duży motywacyjny zastrzyk przed zbliżającymi się barażami, ale też meczem w Rzeszowie. Dzisiaj już wiemy, że w tym spotkaniu zagrają zmiennicy, którzy bardzo ciężko pracowali na swoją szansę. To będzie okazja, żebyśmy wszyscy mogli się wykazać i dać sygnał trenerowi, że każdy w tych barażach będzie chciał pomóc.
- Kibice wspierali was świetnie, a był też obecny na meczu Jacek Krzemień. Młody fan, który wybudził się ze śpiączki. Jak odbieraliście w szatni całą tą poruszającą historię?
- Ja osobiście znałem historię Jacka wcześniej. Nagrywałem dla niego filmiki, gdy był jeszcze w śpiączce. Gdy dowiedziałem się, że się wybudził, bardzo się ucieszyłem. Zajmujemy się wszyscy piłką nożną i ona jest dla nas bardzo ważna, ale są w życiu rzeczy ważniejsze. Takie jak zdrowie, jak takie momenty z Jackiem. To są piękne chwile. Cieszę się, że Jacek był z nami na tym meczu, że był w naszej szatni po nim.
- Dla was piłkarzy świadomość, że gracie m.in. dla takich ludzi, dla których jesteście tak ważni, to jest coś, co nakłada większą odpowiedzialność, daje większą motywację?
- Wszyscy jesteśmy ludźmi i takie sytuacje wywołują w nas duże emocje. Człowiek, choćby nie wiem jak był twardy, to takie sytuacje przeżywa. To piękne, że dzieją się takie rzeczy, jak wybudzenie Jacka. Wiele jest takich chwil, kiedy uświadamiamy sobie, co w tym naszym życiu jest najważniejsze. Obserwowałem np. Angela Rodado, który niósł na rękach swojego synka. Obserwowałem Jacka, który szedł z prezesem. Angel też mi mówił, że widział, jak idę z moimi córeczkami na mecz. To są takie chwile, które warto pielęgnować. Bo to jest też element wsparcia. To tak samo, jak z tym skandowaniem mojego nazwiska po meczu. Jak dostajesz takie wsparcie od ludzi, to chcesz dla tego klubu, dla nich zrobić wszystko. Nie spotkałem się z czymś takim jeszcze.
- W innych klubach, w których pan grał tak nie było?
- Oczywiście skandowano moje nazwisko. Np. jak strzeliłem hat-tricka w Lechii Gdańsk czy jak grałem w Pogoni Szczecin, której jestem wychowankiem. Tutaj jednak poczułem się wyjątkowo właśnie ze względu na okoliczności. Będę to pamiętał do końca życia. To jest dla mnie bardzo ważne, że choć wciąż jestem w Wiśle Kraków krótko, zostałem tak przyjęty, tak zaakceptowany. I to nie jest tak, że tylko teraz kibice mnie wsparli, bo przez cały ten trudny okres otrzymywałem od nich wiadomości czy to mediach społecznościowych czy nawet na ulicy w Krakowie czy w Wieliczce, gdzie mieszkam. To bardzo miłe i budujące.
- Historia pana kariery pokazuje, że czasami ma pan dłuższe przerwy w strzelaniu goli, ale jak zacznie trafiać, to seriami. Może to przełamanie przyszło w najlepszym momencie, bo tuż przed barażami…
- Za każdym razem powtarzałem, że gdy wygrywała drużyna, to ja już jestem w takim wieku, że to było dla mnie najważniejsze. Co by mi z tego przyszło, że strzelałbym w każdym meczu bramkę, gdyby nie szły za tym punkty, gdybyśmy nie mieli tych baraży, gdybyśmy nie walczyli o ekstraklasę. Dopóki drużyna wygrywała, a ja mogłem w jakikolwiek sposób w tym pomóc chłopakom, to starałem się dawać z siebie wszystko. Oby jednak teraz rzeczywiście stało się tak, że skuteczność wróci do mnie na dobre w tym najważniejszym momencie sezonu. Będę pracował ciężko tak, jak do tej pory.
- Rozmawiacie w ogóle w szatni, z kim chcielibyście zagrać w barażach i gdzie najlepiej?
- Nie, tego tematu w ogóle nie ma. Chcieliśmy zrobić wszystko, żeby jeszcze zagrać tutaj w tym sezonie, ale na kogo trafimy to ma mniejsze znaczenie. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym, ale też pamiętajmy, że poziom jest tak wyrównany, że będzie decydowała tak naprawdę dyspozycja dnia. My mamy dużą jakość, szeroką ławkę, świadomy sztab. Będziemy na sto procent przygotowani do baraży. Tego jestem pewien!
- Łatwe zwycięstwo w świetnej atmosferze. Wnioski po meczu Wisły ze Stalą Stalowa Wola
- Zła wiadomość dla Wisły Kraków potwierdziła się. Bez Alana Urygi na baraże
- Wisła Kraków na piątkę. Po takim meczu oceny dla piłkarzy muszą być wysokie
- Głośny doping na meczu Wisły Kraków. Pozdrowienia i transparent dla dzielnego Jacka
