Spis treści
Monika chwalić się nie lubi. Czasem tylko wyrwie jej się jakieś zdanie, uwaga, że odezwał się do niej ten czy inny, że to telewizji jedzie albo gdzieś warsztaty poprowadzi. Tym razem wieść o pisankach ze Zdyni dotarła do… Francji. To siła mediów społecznościowych, w których zdynianka zamieszcza zdjęcia swoich prac. Z każda kolejną przybywał fanów jej talentu. Całkiem niedawno do grupy tej dołączyła mieszkanka Gorlickiego, która na co dzień mieszka we Francji.
- Zaproponowała, bym poprowadziła pokazową lekcję o tym, jak powstają tradycyjne polskie pisanki - opowiada.
Obie panie są już dogadane co do szczegółów, a prezentacja ma się odbyć na początku kwietnia. Na razie w wersji online, a później, kto wie – może również na miejscu.
Główny atrybut to... drapak
Na razie w domowym warsztacie trwa istne szaleństwo. Słoiki, kubki, szklanki z farbkami stoją wszędzie, a w powietrzu unosi się charakterystyczny zapach topionego wosku. Od czasu do czasu słychać także dźwięk pracującej frezarki.
- W tym roku postawiłam na wielokolorowe motywy. Trzeba się przy nich trochę nagłowić, żeby kolory były nasycone, by nic się nie pobrudziło, nie zatłuściło ani co najgorsze – nie pękło – mówi.
Choć, zdradza już trochę na ucho, gdy bierze na warsztat przepiórcze maleństwa, zawsze coś stłucze.
- Bardzo są delikatne, to jest dosłownie zbyt gwałtowny ruch ręki i po skorupce – opowiada.
Jej główny atrybut to drapak. Samodzielnej konstrukcji, czyli kawałek drewienka plus ostrze. Monika wzory wymyśla na bieżąco. Zamyka na chwilę oczy, potrząsa głową, rzuca spod nosa: to teraz takie. I zaczyna malowanie. Gorący wosk nakłada w takim tempie, że trudno nadążyć. Każdy ruch, to pewniak. Tutaj nie da się nic poprawić, wymazać, zamalować czy zakryć innym wzorem. Najczęściej tworzy na wydmuszkach gęsich i strusich jaj, które kupuje w internetowych sklepach.
Przygotowania do gorlickiego jarmarku wielkanocnego
Czasu na gadanie nie ma za wiele, bo szykuje się na wielkanocy kiermasz w Gorlicach. Jeszcze przed tygodniem zapowiadała, że w tym roku odpuszcza, bo nie ma za bardzo z czym jechać - amatorów na jej pisanki nie brakuje przez cały rok - ale organizatorzy nie wyobrażają sobie, żeby nie przyjechała. Specjalnie dla niej trzymali rezerwację jednego z domków, któe staną na rynku.
- No i co? W takiej sytuacji nie mogłam odmówić - śmieje się.
W pokojowej witrynie ma wszystko to, co nie jest tradycyjne, a co zdołała zmieścić na skorupce, a więc gorlicki ratusz i bazylikę, zadumanego Łukasiewicza na aptecznym stołem, cerkiew w Brunarach, cmentarz na Rotundzie, Piłsudskiego, Kościół Mariacki, Dwór Karwacjanów, wielką pszczołę na plastrze miodu albo trójwymiarowego pająka na sieci. Jest przy tym perfekcjonistką: musi być idealnie. Zresztą ma prywatne motto na tę okoliczność.
- Pisanka nie może być ładna, fajna, ciekawa. Ona musi być taka, że ach! - powtarzała nam po wielokroć.
Monika i jej pisanki na ekranie telewizji śniadaniowej
Kilkukrotnie Monika była gościem „Pytania na Śniadanie”, telewizyjne reportaże były nagrywane także w jej domu. I za każdym razem było tak samo – najpierw zaskoczenie, a później zachwyt. Gdy ekipa poznała Monikę bliżej – rozmowom nie było końca. Zwłaszcza gdy goście dostrzegli, że pisanki to nie tylko wielkanocny atrybut, ale też coś funkcjonalnego. Na przykład szkatułka.
- Gdy byłam mała, to całe moje zainteresowanie jajkami sprowadzało się do ich farbowania. Uwielbiałam to robić. Zdobienie nie było moją mocną stroną, a tak prawdę mówiąc, w ogóle mi nie wychodziło. Tak na poważnie pisankami zajęłam się jakieś dziesięć lat temu. A wszystko przez teściową, której bardzo podobały się z pisanki mojej mamy. Uznałam, że muszę spróbować – wspomina jeszcze.
Jak widać, motywacja, by stanąć na wysokości zadania i zaimponować teściowej, okazała się najlepszym sposobem dochodzenia do doskonałości.