W biathlonowym ośrodku w stanie Maine mocno przymroziło. Gdy zaczynały się zawody, było -16 stopni, do tego wiatr. Boe, który wygrał czwartkowy sprint, na starcie miał prawie pół minuty przewagi nad najgroźniejszymi rywalami - Fourcade'em i Rosjaninem Antonem Szipulinem.
Długo wydawało się, że Norweg zaliczy w Presque Isle dublet. Podczas pierwszego strzelania miał jedną pomyłkę, ale konkurenci także. Po trzeciej wizycie na strzelnicy odskoczył Fourcade'owi na 44 sekundy, a Francuz do tej pory nie miał na trasie kontaktu z Johannesem Thingnesem Boe.
Sytuacja totalnie zmieniła się, gdy prowadzący w zawodach 22-latek po raz ostatni zatrzymał się, by zdjąć karabin i oddać strzały w postawie stojąc. Zepsuł dwa strzały, musiał przebiec dodatkowo 300 metrów. Gdy pokonywał karne rundy, Fourcade oddał pięć celnych strzałów i wrócił na trasę 8 sekund przed rywalem. Boe nie miał już sił, by gonić lidera Pucharu Świata.
Polacy nie startowali - w czwartkowym sprincie Grzegorz Guzik i Łukasz Szczurek zajęli miejsca poza "60", nie kwalifikując się do pościgu.
Bieg na dochodzenie (12,5 km): 1. Martin Fourcade (Francja) 31.04,4 (2 karne rundy), 2. Johannes Thingnes Boe (Norwegia) strata 24,8 (3), 3. Anton Szipulin (Rosja) 1.11,5 (2).