W parkach i na ulicach widać coraz więcej biegaczy. Rusza właśnie nowy sezon. Miłośników takiego aktywnego wypoczynku jest coraz więcej.
Nie dziwi to wcale Dariusza Papugi, prezesa Oświęcimskiego Klubu Biegacza „Zadyszka”. – Bieganie jest jak narkotyk. Uzależnia, ale jest to akurat dobra forma uzależnienia – uważa Dariusz Papuga, który sam zaczął biegać 2009 r. – Wtedy bieganie może nie było jeszcze aż tak bardzo popularne. Z moich obserwacji wynika, że boom zaczął się w 2011 r. i trwa nieprzerwanie do dzisiaj – dodaje.
Według niego, bieganie, nawet czysto rekreacyjnie, daje wiele radości. Człowiek po treningu wraca do domu zmęczony, ale jednocześnie zadowolony. – To jest wielka przyjemność, może dlatego pociąga tak wielu ludzi – potwierdza Tomasz Wójcik z Rudz k. Zatora, który sam zaczął biegać już 17 lat temu. – Daje także satysfakcję, że potrafi się pokonać własną słabość, bo czasami trzeba wyjść, chociaż bardzo się nie chce, gdy na przykład pogoda nie sprzyja – uważa biegacz z Rudz.
Podobną pasję ma cała rodzina Wójcików. W jej przypadku dodatkową motywacją były sukcesy Janusza Wójcika, najstarszego brata, który biegał kiedyś zawodowo, zdobywając m.in. mistrzostwo Polski w maratonie w 1994 r. W jego ślady poszli potem młodsi bracia: Wiesław, Jerzy, Paweł i wspomniany Tomasz, a ostatnio także siostra Katarzyna z mężem Adamem. Do rodzinnego klanu biegaczy dołączyło już też najmłodsze pokolenie, tj. synowie Jerzego – Wojtek i Filip.
Jak podkreśla Dariusz Papuga, wiek nie gra większej roli. Sam zaczął biegać, gdy miał 44 lata. W szeregach biegaczy, którzy startują w zawodach dla amatorów, nie brakuje dojrzałych osób. Niektórzy przekroczyli sześćdziesiąty rok życia. Członkiem „Zadyszki” jest m.in. Józef Madej, który ma 65 lat. – Dla pana Józefa nie liczy się wynik, ale sam udział w zawodach i możliwość sprawdzenia się – mówi Dariusz Papuga.
Biegać może każdy. Trzeba tylko ruszyć się z kanapy przed telewizorem