Co zrobić, gdy brakuje autobusów, którymi do szkół dowożeni są uczniowie? Nic prostszego niż zmusić dzieci, aby naukę zaczynały pół godziny wcześniej. Na taki pomysł wpadli urzędnicy bocheńskiego magistratu.
W czwartek burmistrz Bogdan Kosturkiewicz poinformował dyrektora Szkoły Podstawowej nr 5, że zajęcia w tej placówce - po przerwie semestralnej - będą się rozpoczynały o godz. 7.30, czyli pół godziny wcześniej niż to tej pory. Tylko wtedy miejskie autobusy będą w stanie zabrać wszystkie dzieci z odległych dzielnic Bochni i dowieźć je na czas do szkoły. Dyrektor informacje przekazał radzie rodziców, których ta decyzja mocno zdenerwowała.
- Zaprotestowaliśmy, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że wiele dzieci będzie musiało wstawać nawet i o szóstej, aby zdążyć na czas do szkoły. To straszne, że w tak lekkomyślny sposób przestawia się życie wielu rodzin - mówi Aleksander Rzepecki, przewodniczący rady rodziców w SP nr 5.
Burmistrz Kosturkiewicz tłumaczy, że w zmianie nie widzi nic złego, mało tego, wypowiadając się dla portalu mojabochnia.pl, zapewnił, że była ona podyktowana wnioskami samych rodziców. To oni mieli rzekomo interweniować u gospodarza Bochni. I dzięki nim owa zmiana miała być wprowadzona.
Sprawdziliśmy. Okazuje się, że do magistratu w tej sprawie nie dotarło żadne pismo od wnioskodawców. A rada rodziców (reprezentująca wszystkich rodziców) o decyzji dowiedziała się przypadkiem, podczas zebrania w szkole. O takiej koncepcji nie słyszał wcześniej (zanim nie dowiedział się o niej od burmistrza) także dyrektor szkoły.
- Do mnie nie dotarły żadne sygnały od rodziców, by zmienić godziny nauki. Interweniowano natomiast wiele razy w sprawie autobusów, które nie zabierały wszystkich dzieci, były przeładowane, a kierowcy nie zawsze zachowywali się kulturalnie - mówi dyrektor Jerzy Sumara.
W piątek po interwencji przedstawicieli rady rodziców burmistrz zdecydował się wstrzymać tę decyzję. Temat ma jednak wrócić po feriach.