To działo się naprawdę
Uroczystość wręczenia orderów odbyła się we wtorek (25 marca) w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Okazją do niej był Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką, ustanowiony z inicjatywy Andrzeja Dudy.
- Trudno nam dzisiaj wyobrazić sobie tamten czas. Jak można sobie w ogóle wyobrazić, że ktoś zarządził, by unicestwić cały naród?! To jest coś po prostu niemożliwego. A jednak to się działo - mówił do zebranych w pałacu w Warszawie prezydent.
Andrzej Duda wręczył kilkadziesiąt orderów, zarówno osobom żyjącym, jak i pośmiertnie - na ręce krewnych reprezentujących bohaterów.
- Nisko chylę głowę w imieniu Rzeczpospolitej przed tymi, którzy byli i są bohaterami oraz przed ich rodzinami. Wyrażam im głęboką wdzięczność za niezwykłą postawę w niewyobrażalnych czasach - podkreślał prezydent Duda w swoim przemówieniu.
Pomógł nam Bóg
Ordery w imieniu zmarłych członków rodziny ze Stańkowej odebrała Irena Krzyżak, córka państwa Jaroszów.
- Moi rodzice udzielili pomocy 14 osobom narodowości żydowskiej skazanym przez okupanta na śmierć - mówi Irena Krzyżak. Cała rodzina Jaroszów ciężko pracowała, by umożliwić przeżycie ukrywanym osobom.
- Udało nam się pomóc prześladowanym ludziom i nikt z naszej rodziny nie stracił życia. To była szczególna opieka boska, bo moi rodzice byli bardzo religijni - dodaje.
Żyję, bo mi pomogli
Wśród osób, którym rodzina Jaroszów uratowała życie jest sądeczanka Anna Grygiel- Huryn.
Przyszła na świat w 1942 roku jeszcze na terenie zakliczyńskiego getta. Jej ojciec wiedząc, że Niemcy planują zlikwidowanie getta, chciał wydostać rodzinę z hitlerowskiego piekła.
- Udało się uciec mojej mamie i mnie, ale tato niestety został w getcie - opowiada Anna Grygiel-Huryn.
Rodzice nigdy się już nie spotkali, a Anna nie poznała swojego ojca. Maleńkie dziecko, jego matkę, wujka oraz kilkanaście innych osób przygarnęła rodzina Jaroszów.
- To było dla nich codzienne, wielkie ryzyko, bo przecież za ukrywanie Żydów groziła w Polsce kara śmierci - podkreśla. Aby zabezpieczyć się przed ewentualną wpadką, rodzina Jaroszów miała w pobliskim lesie przygotowaną kryjówkę.
- Na szczęście do końca wojny ani Niemcy, ani sąsiedzi nie dowiedzieli się, że kogoś ukrywamy - mówił nam rok temu Józef Jarosz, ostatni żyjący członek bohaterskiej rodziny ze Stańkowej.
- To były straszne czasy, ale przecież trzeba sobie wzajemnie pomagać - dodał.
TO WARTO ZOBACZYĆ
FLESZ: PIT 2019 - rozliczenie będzie jeszcze prostsze
