Od siedmiu lat mieszkańcy Rytra domagają się uporządkowania brzegów Popradu i budowy muru oporowego, który uchroni ich domy przed zalaniem.
- Żyjemy w strachu, bo w pamięci mamy ostatnie powodzie i zniszczenia - mówi Krystyna Królikowska z Rytra.
Przed weekendem na polecenie ministra środowiska do Rytra udali się pracownicy Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. Przeprowadzili nad Popradem wizję lokalną. Wysłuchali pretensji mieszkańców i ich postulatów. I na tym koniec, bo zdaniem urzędników z RZGW jakiekolwiek prace przy regulacji Popradu są z ekonomicznego punktu widzenia bez sensu.
Boją się wody
Piotr Foryś od lat domaga się od Regionalnego Zakładu Gospodarki Komunalnej działań, które zwiększą poczucie bezpieczeństwa osób mieszkających w pobliżu Popradu.
- Nie chodzi tylko o Rytro, ale właściwie o całą Dolinę Popradu. Brzegi rzeki są zarośnięte, łąki nie są koszone - wylicza Foryś. - Rosną tutaj drzewa i krzewy, które uniemożliwiają swobodny przepływ wody. Tak być nie powinno - twierdzi. Również inni mieszkańcy Rytra twierdzą, że to właśnie zły stan brzegów rzeki spowodował, że podczas powodzi w 2010 i 2014 roku ich domy zostały zalane.
- Kiedy tylko podnosi się poziom wody, wszystkie piwnice w okolicy są podtopione. Wszyscy żyjemy w strachu, że woda zniszczy dorobek naszego życia - dodaje Krystyna Królikowska. Podkreśla, że od 2014 roku zarządca rzeki, czyli RZGW, nie zrobił nic, żeby uchronić ludzi przed kolejnymi powodziami. -Nawet nie uporządkowano terenu i nie usunięto pni i gałęzi drzew naniesionych przez wodę - mówi pani Krystyna.
Także Izabela Bieryt wciąż dobrze pamięta powódź z 2014 roku. Jej rodzina była wówczas ewakuowana z domu, w obawie przez falą kulminacyjną. Dom Bierytów wtedy szczęśliwie ocalał.
- Ale żywioł zabrał mi nowiuteńkie ogrodzenie, zniszczył podwórko, gdzie miałam urządzony plac zabaw dla dzieci. Nawet zabawki odpłynęły - podkreśla Izabela Bieryt. - Nowe ogrodzenie i doprowadzenie podwórka do stanu sprzed powodzi kosztowało mnie wiele wysiłku i pieniędzy.
Mieszkańcy okolic rzeki domagają się oczyszczenia brzegów Popradu z drzew i krzewów, a także budowy muru oporowego.
Gmina czuje się bezradna
Murem za mieszkańcami stoi Władysław Wnętrzak, wójt gminy Rytro. Jednak ona niewiele może zrobić, żeby im pomóc, bo wodami płynącymi zarządza RZGW.
- Tylko ta instytucja może zabezpieczać ludzi przed powodzią, ale niestety u nas nie robi nic - rozkłada ręce wójt Wnętrzak. - Rok 2010 pokazał niszczycielską moc wody, która bywa groźniejsza niż ogień, bo jej się nie da zatrzymać.
Wówczas wezbrany Poprad wdarł się do kilkudziesięciu domów. Poszkodowani otrzymali pomoc od rządu w wysokości od 6 do 30 tys. zł. Straty w infrastrukturze drogowej gmina wyceniła na ponad 4 mln zł.
- Nie będziemy wyrażać zgody na budowę domów na terenie zalewowym. Ale chcielibyśmy, żeby RZGW zabezpieczył mieszkańców, którzy już mają tam domy. Skoro można było w ciągu kilku lat zabezpieczyć przed niszczycielską siłą Popradu osiedle Folwark w Muszynie, to chyba można i u nas?
To się nie opłaca
Wizyta pracowników RZGW w Rytrze nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. RZGW żadnych działań nie planuje, bo - jak wyjaśnia - nie są one konieczne.
- Wysłuchaliśmy mieszkańców, ale naszym zdaniem żadne drzewa i krzaki nie blokują przepływu Popradu - mówi Konrad Myślik, rzecznik prasowy RZGW w Krakowie. Dodaje, że Poprad w Rytrze utrzymuje się w granicach działki, co praktycznie nie zdarza się górskim rzekom.
- Będziemy robić to, co nakazuje zdrowy rozsądek i wiedza inżynierska, a nie to, co krzykiem chce wymusić grupa osób- podkreśla Myślik. - Z punktu widzenia ekonomii państwa bezzasadne jest budowanie wału przeciwpowodziowego, wartego kilkanaście milionów złotych, po to, żeby ochronić przed powodzią kilkanaście domów wartych, powiedzmy, po 100 tys. zł każdy.
Autor: Damian Radziak