Prokuratura do dziś nie dostała wyników sekcji, mimo że została ona przeprowadzona 1 marca. Dzień wcześniej ciało Kuliszewskiej znaleziono w rzece Uszwica na terenie Bielczy, 6 kilometrów od domu rodzinnego w Borzęcinie. 9 marca odbył się pogrzeb zmarłej kobiety.
Prokuratura informuje, że do dziś nie dostała wyników sekcji zwłok. Biegłym zlecono przeprowadzenie pełnej toksykologii oraz - jak informował nas w maju prokurator Mieczysław Sienicki, rzecznik Prokuratury Okręgowe w Tarnowie, „wszelkie inne możliwe badania, które mogą się przyczynić do wyświetlenia prawdy materialnej”.
Dziś w rozmowie z "Gazetą Krakowską" prokurator Marcin Michałowski, który zajmuje się sprawą śmierci Kuliszewskiej, stwierdził, że wyniki sekcji mogą nadejść jeszcze w czerwcu. Zaznaczył jednak, że niekoniecznie zostaną od razu podane do publicznej wiadomości.
O wiele więcej niż prokuratura ujawnia zaś prywatny detektyw Bartosz Weremczuk, którego w styczniu wynajął mąż Grażyny Kuliszewskiej.
"Wstępne wyniki sekcji mogą wskazywać na uderzenie tępym narzędziem lub uderzenie głową o tępą krawędź innego przedmiotu. Tego typu obrażenia mogą świadczyć o nieszczęśliwym wypadku bądź celowym działaniu" - poinformował Weremczuk na swoim profilu facebookowym.
Zaznaczył, że "najbardziej istotną kwestią jest wyjaśnienie, czy w następstwie uderzenia w głowę Grażyna Kuliszewska zmarła, a jeśli nie, to czy została podjęta próba ratowania jej życia bądź działanie mające na celu pozbawienia jej życia (np. duszenie)".
Weremczuk ujawnił też, że niedaleko domu, z którego miała wyjść Grażyna Kuliszewska, odbywała się "zakrapiana impreza". "Uczestnikami byli m.in jej znajomi i jeden członek rodziny... Co najmniej jeden uczestnik imprezy pozostawał w wielomiesięcznym konflikcie ze zmarłą" - uważa detektyw.
Jego zdaniem, "może okazać się że za śmierć Grażyny Kuliszewskiej mogą odpowiedzieć co najmniej 3 osoby".
Prokurator Marcin Michałowski nie komentuje rewelacji prywatnego detektywa.
