Kuriozalna sprawa zaczęła się już w 2006 roku. Wówczas pan Rafał dostał pozwolenie na budowę domu przy ul. ks. Bulandy. W międzyczasie rodzina weszła w spór z sąsiadką, ta poszła do sądu, przed którym udowodniła, że droga jest jej, a nie gminy, jak urzędnicy zapewniali Rafała Ciurę. Samorząd przegrał, sąsiadka postawiła więc szlaban, pozbawiając Ciurów dojazdu do posesji.
- Konflikt zaczął się, gdy rozpoczęli budowę. Jeździli po naszym, dlatego postanowiliśmy walczyć o swoje w sądzie. Nikt się nas nie pytał o zgodę, nikt z nami nie chciał rozmawiać - tak Maria J. tłumaczyła nam motywy swojego działania.
Mijają kolejne miesiące, szlaban nadal stoi. Ciurowie do dziś zastanawiają się, po co urząd wydał pozwolenie na budowę, skoro nie było pewności co do właściciela drogi.
- Jesteśmy traktowani jak intruzi, chociaż żyjemy w takiej sytuacji. Gdy jest sucho, da się przejechać po łące, gorzej podczas niekorzystnych warunków atmosferycznych - mówi mieszkaniec Czchowa. O kompromisie pomiędzy zwaśnionymi stronami nie ma mowy.
- Mamy dość kłótni, czekamy, aż urzędnicy wykonają nową drogę - dodaje. W międzyczasie nie brakowało dramatycznych wydarzeń.
- Jesienią ubiegłego roku zasłabła teściowa. Karetka musiała czekać na dole. Ratownicy wzięli teściową na nosze i nieśli przez łąkę. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło - opowiada Rafał Ciura.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że los tej rodziny pozostanie niezmiennie beznadziejny. - Dokumentacja zostanie zrobiona do końca roku. Termin wykonania drogi zależy od kosztów i efektów wywłaszczenia. Wierzę, że zdrowy rozsądek zwycięży i obejdzie się bez problemów. Warto podkreślić, iż droga musi spełnić wszelakie normy prawne. Będzie służyć nie tylko tej rodzinie, ale i całemu osiedlu. Połączy krajową "75" z okoliczną drogą gminną - tłumaczy Marek Chudoba, burmistrz Czchowa. Teoretycznie Ciurowie mogą zrobić dojazd poprzez łąkę.
- To jest grunt rolny, trzeba go odrolnić, co wiąże się z formalnościami i kosztami. Nie stać nas na załatwienie formalności i jeszcze wybudowanie przejezdnej nawierzchni. Pozostaje dalej przedzierać się przez łąkę. Szczerze mówiąc, po tym, co nas spotkało, mam wątpliwości, czy trasa projektowana przez gminę kiedykolwiek powstanie - kończy rozgoryczony mieszkaniec.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+