Zdaniem mieszkańców Brzeska (imiona i nazwiska znane redakcji), to efekt zrzutów do rzeki wykonywanych przez brzeską oczyszczalnię. Grupa mieszkańców, która opowiedziała nam o tym problemie, zapewnia, że nie pierwszy raz zdarzyła się taka historia.
- Dwa tygodnie temu była podobna sytuacja. Osoby odpowiedzialne za zanieczyszczenia Uszwicy w perfidny sposób wykorzystują deszcz, w efekcie którego podnosi się poziom wody i wtedy spuszczają zanieczyszczenia do wody - mówią.
W grupie obrońców czystości rzeki przepływającej przez ziemię brzeską są wędkarze. Uważają, że wskutek działania oczyszczalni giną ostatnie żyjące w rzece ryby.
- Dwa tygodnie temu wyciągaliśmy nieżywe ryby z Uszwicy: klenie, leszcze czy brzanki, szkoda tego wszystkiego - przekonują.
Nikt ich nie słucha
Mieszkańcy Brzeska zdecydowali się opowiedzieć o sprawie nam, bo twierdzą, że ich interwencje w państwowych instytucjach nic nie dają. Policjanci odsyłają ich do straży pożarnej, ta do magistratu. A urzędnicy znów na policję.
- Wynika to pewnie z faktu, że ludzie w nieodpowiedni sposób mówią o problemie. Jeśli informują, że Uszwica śmierdzi, to nic nam to nie daje. Mając w ręce dowody muszą precyzować, że efektem tego fetoru są konkretne zrzuty ścieków - tłumaczy Ewelina Buda, rzeczniczka prasowa Komendy Powiatowej Policji w Brzesku.
Grzegorz Wawryka, burmistrz Brzeska, zapewnia, że jeśli coś zanieczyszcza Uszwicę, to na pewno nie gminna oczyszczalnia, ale ta należąca do browaru.
- Sprawdzimy to jednak, na pewno będziemy w tej sprawie interweniować by wyjaśnić skąd nieczystości i taki smród - powiedział nam wczoraj.
Zdradził też, że w przeszłości były już takie sytuacje, że mieszkańcy skarżyli się na fetor z rzeki. - Oczyszczalnia należy jednak do browaru, przyjmuje część ścieków od miasta i je przetwarza - mówi Grzegorz Wawryka. Samorządowiec dodaje, że miasto ma własną nowoczesną oczyszczalnię w Wokowicach, która działa w oparciu o najnowsze technologie. W przypadku tego zakładu nie ma mowy o jakichś problemach. Przedstawiciele browaru także nie czują się winni.
- Browar ma zmodernizowaną oczyszczalnię ścieków, dostosowaną do skali ich przetwarzania, posiadającą wszystkie niezbędne mechanizmy minimalizujące dyskomfort zapachowy. W momencie kiedy z przepompowni przy ul. Solskiego w Brzesku dopływają do naszej oczyszczalni ścieki surowe (tj. mieszanina ścieków bytowych i przemysłowych) są one od razu kierowane do obróbki mechanicznej i biologicznej - twierdzi Jagoda Jastrzębska z Browaru Okocim.
Winne odory z przepompowni?
Jej zdaniem, problem leży w przepompowni ścieków surowych, która należy do Rejonowego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Brzesku.
- Zapach takich ścieków jest bardzo charakterystyczny, przegniły, gdyż zawierają dużo siarkowodoru. Wprawdzie przepompownia została zmodernizowana, ale bez przeprowadzenia odoryzacji. Z tego powodu, w momencie uruchomienia pomp odory mogą wydobywać się na zewnątrz przez wywietrzniki, szczególnie podczas opadów deszczu oraz przy wysokich temperaturach - tłumaczy.
Jednocześnie zaprzecza by jakiekolwiek ścieki z browaru trafiały bezpośrednio do rzeki.
- Po interwencji "Gazety Krakowskiej" dokonaliśmy natychmiastowej kontroli poprawności działania oczyszczalni i nie wykryliśmy żadnych nieprawidłowości - mówi Jagoda Jastrzębska.
Tam też mieli problemy
Problemy z oczyszczalnią ścieków mieli także mieszkańcy Łąkty Górnej. Pisaliśmy o tym w czerwcu ubiegłego roku.
Zdesperowani ludzie zaalarmowali nas, gdy okazało się, że nocą z gminnej oczyszczalni - do przepływającego przez gminę potoku Saneckiego jest wypuszczana ciemna, potwornie śmierdząca ciecz. Fetor czuli mieszkańcy kilkunastu domów zlokalizowanych wzdłuż tej niewielkiej rzeczki. Tak bardzo śmierdziało, że ludzie nie byli w stanie otworzyć okna, nie mówiąc już o tym by wyjść na podwórko.
Mieszkańcy Łąkty zapewniali nas, że takie praktyki - spuszczania ścieków do wody, podobnie jak ma to miejsce, zdaniem mieszkańców Brzeska, w Uszwicy - były częste. Zapewniali, że to wszystko działo się najczęściej pod osłoną nocy lub podczas większych deszczów, kiedy woda w potoku przybierała i łatwo było ukryć tego typu praktyki.
Kilka dni przed naszą interwencją pracownicy oczyszczalni wypuścili tak dużo śmierdzącej cieczy, że potok zabarwił się na całej szerokości. Mieszkańcy nakręcili film i przesłali go do odpowiednich służb. Nasza publikacja przyniosła efekty. Problem z fetorem nagle zniknął.
WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CO TY WIESZ O ZASADACH GRY W PIŁKĘ NOŻNĄ?"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!