Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burmistrz Gorlic ponownie został tatą. Córka to Małgosia - imię ma po babci

Halina Gajda
Halina Gajda
W tym czasie mała Małgosia zasypia w ramionach mamy
W tym czasie mała Małgosia zasypia w ramionach mamy Lech Klimek
Rafał Kukla dzieli swój czas między ratuszem, a rodziną. Ma co robić, bo ta się powiększyła. Przyjrzeliśmy się, jak sprawdza się w roli ojca i czy potrafi czasem zastąpić małżonkę w kuchni.

- Dzień dobry, możemy chwilę porozmawiać - mówię do słuchawki telefonu.

Zamiast odpowiedzi słyszę lekkie sapanie. - A można by później? Właśnie wracam ze szpitala. Córka mi się urodziła, muszę jeszcze ogarnąć trójkę w domu - rzuca szybko Rafał Kukla.

Wypada mi pogratulować, co też czynię. - No. Teraz u mnie, jak w kolędniczych życzeniach: w każdym kątku po dzieciątku - śmieje się burmistrz.

Zawsze najwcześniej wstają tutaj kobiety

Rafał Kukla, najmłodszy z samorządowców, postanowił obalić mylne przekonanie, że zazwyczaj w parze z wysokimi stołkami nie idzie dzietność. Teraz ma w domu równowagę - dwóch synów i dwie córki. Tradycji licznego potomstwa w jego domu nie było. On sam ma jednego brata. Żona Katarzyna ma dwójkę rodzeństwa.

- Za to teraz naszą gromadkę trudno nazwać „średnią rodziną” - mówi pani Kasia.

Ośmioletnia Ania, pięcioletni Krzyś, dwuipółletni Wojtuś i dziewięciodniowa Małgosia - słowem burmistrz ma się kim zająć w domu.

Trudno powiedzieć, że głowa rodziny to ranny ptaszek. Odpowiedź, na pytanie, o której wstaje, jest mocno wymijająca. - No cóż, już tak jest w naszej rodzinie, że to kobiety zrywają się wcześniej - mówi.

Zagaduję, dopytując, czy zatem to żona przygotowuje śniadanie. Nie mylę się, za to słyszę, że na równi z mamą wstaje Ania. W tym czasie męska część domu pogrążona jest w słodkiej drzemce. Tak długo, jak się tylko da. Głowa rodziny rehabilituje się ponoć w soboty - oczywiście, gdy nie musi jechać z samego rana służbowo. - Przyrządzam wykwintne omlety albo jajecznicę na boczku - chwali się.

W ogóle Rafał Kukla lubi konkretną kuchnię: pieczone mięsa, żurek z porządną wkładką, kotlety, pieczone ziemniaczki. Lekkie modyfikacje w jadłospisie wprowadza, gdy chce się przymilić żonie. Podobno z finezją szefa najlepszej restauracji podaje... zapiekany ser pleśniowy z żurawiną. Przeświadczony jest przy tym o swojej wspaniałomyślności. - W końcu mogłyby być to parówki - śmieje się.

Plastyczka, budowniczy oraz ich mała iskierka

Najstarsza z rodzeństwa Ania, drugoklasistka ma teraz „poważne” obowiązki. Opiekuje się młodszą siostrą. Po przyjściu z zajęć pierwsze kroki kieruje do malutkiej Małgosi. - Chce pomagać w kąpaniu, przewijaniu, przebieraniu - mówi pani Kasia.

Rodzice pozwalają na tyle, jak dalece to oczywiście możliwe, choć teraz ich uwaga jest, wbrew pozorom, bardziej skupiona na Wojtku niż pozostałej trójce. Chłopiec jest jak iskierka, wszędzie go pełno. Ma tysiąc pytań, na które żąda natychmiastowej odpowiedzi. Pola zainteresowań też mu się zmieniają błyskawicznie. Równie szybko przemieszcza się po domu. Oczy dookoła głowy to i tak za mało. Tata mówi o nim: jest jak pong-pong.

- Małgosi, która przyjechała ze szpitala, przyniósł lalkę. Taką dużą - opowiada tata. - Położył ją obok dziecka, popatrzył, pokiwał głową. Gdy zapytałem, co robi, ze zdziwioną miną odpowiedział: tato, ja przymierzam - dodaje. Wolał nie dociekać, o co chodziło.

Kiedy tata był mały, zawsze był grzeczny...

Dzieciaki dają się ujarzmić, gdy tata obieca, że opowie im bajkę na dobranoc. Sam jest jej autorem i jednocześnie bohaterem - rzecz jest o Rafałku, małym chłopcu, który zawsze był grzeczny. Niczym aniołek. No, może tylko czasem psocił. - Morał ma być, że grzeczność popłaca - mówi mama. - Dzieci mają jednak dystans do tych edukacyjnych opowiastek - dodaje ze śmiechem.

Wspólne chwile najczęściej spędzają w salonie. Ania wyciąga wszystkie kredki, które ma i rysuje. Krzyś zaś targa największe pudło z klockami. Zaczyna budować...

- Ja, inżynier czasem oczom nie wierzę, że pięciolatek może wymyślić takie konstrukcje - mówi z dumą. - Samochody go kompletnie nie interesują - zdradza.

Kasia i Rafał są małżeństwem od 10 lat. Trójka ich dzieci urodziła się, gdy mieszkali jeszcze w bloku. Lokum miało niespełna czterdzieści metrów kwadratowych. Do nowego domu wprowadzili się dwa lata temu. Rodzinę w zasadzie przeprowadziła pani Kasia. Było ponoć tak, że w wigilię rano spakowali ostatnie rzeczy, tyle że na nowe miejsce pojechała tylko ona. Mąż zajęty sprawami związanymi z tyle co objętą funkcją burmistrza, zdążył na chwilę przed pierwszą, uroczystą kolacją. Do domu przygotowanego już na tip-top.

- Pedanteria, to jego największa wada - mówi dalej z całą stanowczością pani Katarzyna.

Pan Rafał ma jeszcze jedną słabość. Do... garniturów. - Ile ich mam? - zastanawia się. Zamyka oczy i liczy: jeden, dwa, trzy… - Tak z dziesięć by się uzbierało - mówi triumfalnie. - Ale dwa to już się raczej do wychodzenia nie nadają - tłumaczy.

Pani Katarzyna z wykształcenia jest rehabilitantką, logopedką. Zawsze pracowała - w uzdrowisku, z dziećmi w poradni psychologiczno-pedagogicznej, na oddziale rehabilitacji dziecięcej w szpitalu, w szkole i przedszkolu. Zamierza wrócić do pracy. - W okiełznaniu domowego rozgardiaszu pomaga nam ciocia-niania i kilka innych dobrych dusz - mówi wprost pani Katarzyna. - To ze względu na wyjazdy służbowe męża - tłumaczy.

Ponieważ kolędnicy śpiewają, że życzą w każdym kątku po dzieciątku, a... za piecem dwoje, pytam o kolejną dwójkę członków rodziny. Oboje wybuchają śmiechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska