Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były prezes Wisły o derbach: kiedyś siedzieliśmy razem

Redakcja
Ludwik Miętta-Mikołajewicz liczy, że kiedyś derby Krakowa będą prawdziwym świętem
Ludwik Miętta-Mikołajewicz liczy, że kiedyś derby Krakowa będą prawdziwym świętem FOT. JACEK KOZIOŁ
- Trzeba pamiętać, że te nasze derby mają piękną, długą tradycję. Oba kluby są mocno wpisane w pejzaż Krakowa. Oba mają też wreszcie piękne stadiony. Marzy mi się, żeby można nazwać je teatrami sportowymi. Na pastwisku trudniej wymagać od kibiców zachowania takiego jak w takim sportowym teatrze. - mówi w rozmowie z nami z Ludwik Miętta-Mikołajewicz, prezesem TS Wisła.

Pamięta Pan pierwsze derby, na których Pan był?
Oczywiście. Była to wiosna 1944 roku, na starym stadionie Garbarni. Tam gdzie dzisiaj stoi atrapa hotelu Forum. Ten mecz nazwano derbami pojednania, ponieważ był pierwszym spotkaniem obu drużyn po przerwanym meczu z jesieni 1943 roku. Tamten mecz został przerwany, bo prowadzący zawody sędzia Mitusiński podyktował urojony rzut karny. Nie zgodzili się z tym zawodnicy Wisły, którzy zeszli z boiska. Doszło po tym spotkaniu do słynnych zamieszek w Podgórzu. Ułożono też rymowankę, która brzmiała: "Sędzia Mitusiński podyktował karny świński". W końcu jednak doszło do tego meczu pojednania, który był moimi pierwszymi derbami, oglądanymi na żywo. Wisła wygrała to spotkanie 3:0. Kolejne derby, które miałem okazję zobaczyć, to mecz wyzwolenia w styczniu 1945 roku. Mieszkałem na starej Olszy. Nie kursowały tramwaje i autobusy. Na stary stadion Wisły, który mieścił się przy al. 3 Maja, szedłem więc piechotą. Wisła wygrała 2:0.

Wynik tego dnia nie był chyba najważniejszy?
Oczywiście. Dla nas najważniejszą rzeczą było to, że ze stadionu zniknął napis "Nur für Deutsche". Wisła znów była na swoim obiekcie. To było bardzo duże wydarzenie i przeżycie dla wszystkich. Jeszcze przed meczem Wisły z Cracovią doszło do spotkania Zwierzynieckiego z Juvenią. Kolejne derby, które mocno utkwiły mi w pamięci to te z 1948 roku. W ogóle nie doszłoby do nich, gdyby Wisła, prowadząca w tabeli, nie straciła punktów w przedostatnim meczu z Widzewem w Łodzi. W ten sposób Cracovia zrównała się z Wisłą punktami, a zarząd PZPN podjął decyzję o rozegraniu dodatkowego meczu, mimo że Wisła miała lepszy bilans bramkowy. Zaczęło się dla "Białej Gwiazdy" bardzo dobrze, bo już na początku Tadeusz Legutko strzelił bramkę, a "Messu" Gracz powiedział do Edka Jabłońskiego: "No to mocie na Mikołaja". Potem jednak Cracovia strzeliła trzy bramki i w ten sposób wywalczyła jedyne powojenne mistrzostwo Polski.

Jaki był klimat derbów w tamtych latach?
Nikt nie dzielił kibiców Wisły i Cracovii na oddzielne sektory. Siedzieliśmy razem. Owszem, docinaliśmy sobie, ale nikt się nie bił. W późniejszych latach była też tradycja, że spotykaliśmy się pod budynkiem "Kuriera", jak się wtedy mówiło, na Wielopolu. Nie było telewizji, transmisji, a tam wystawiano na szybie wyniki meczów. I toczyliśmy spory przy tych wynikach z kibicami Cracovii. Gorące one były zwłaszcza po meczach derbowych. Pamiętam też mecz z 1949 roku, kiedy to Wisła miała przygniatającą przewagę, ale grała nieskutecznie. W końcówce natomiast, po dośrodkowaniu w pole karne, piłka spadła na plecy Radonia i wpadła do siatki. Śmialiśmy się wtedy, że Radoń strzelił bramkę garbem.

Później brakowało meczów ligowych, bo obie drużyny grały w innych ligach.
Ale spotykały się w styczniu i grały o Herbową Tarczę Krakowa. Różnie te mecze się toczyły. Raz wygrywała Wisła, raz Cracovia. Warunki do gry też były różne, bo przecież grano w styczniu. Te spotkania, mimo że walka nie toczyła się o punkty, miały swoją rangę. Żył nimi cały Kraków. Gdy ta tradycja upadła, to wpadliśmy na pomysł z redaktorem Ryszardem Niemcem, żeby doprowadzić do derbów, które ożywiłyby krakowskie środowisko piłkarskie. Wymyśliliśmy mecz o Puchar Rektora UJ. Rektorem był wtedy profesor Andrzej Pelczar, który podszedł do pomysłu z dużym zapałem. Niestety, udało się rozegrać tylko jeden taki mecz. Później oba zespoły spotykały się w ligowej rywalizacji. Najpierw w połowie lat 90. w II lidze, a od 2004 roku w ekstraklasie. Od tego momentu te mecze mają swój ciężar gatunkowy, choć odbywają się w nieco innej atmosferze niż te sprzed lat. Niestety, dochodzi do utarczek, starć między kibicami. Pamiętamy przecież o przypadku, gdy po derbach zginął kibic Wisły na Dębnikach.

Kiedy Pana zdaniem zwiększyła się ta nienawiść między kibicami obu klubów?
Trudno wskazać jeden moment. Myślę, że to narastało stopniowo. Do tego dołączyła się jeszcze w jakimś stopniu policja. Kilka razy dochodziło przecież do wspólnych ataków na policję, która nie zabezpieczała meczów do końca tak jak powinna. Podziału w mieście nie da się uniknąć, bo tak jest na całym świecie. Tak jest w Mediolanie, Madrycie czy innych miastach. Problem polega na tym, żeby różnić się ładnie. Żeby kibicować swojej drużynie, ale nie ubliżać rywalom. Chciałbym, żeby to przesłanie wzięli sobie do serca kibice jednej i drugiej drużyny. Dopingujmy swoich, ale unikajmy agresji w stosunku do rywali. Derby to powinno być święto, a nie stawianie sił porządkowych w całym mieście na nogi.

Jak Pan myśli, dlaczego w Krakowie ta rywalizacja przyjęła tak drastyczne formy?
W innych miastach jest podobnie. W Łodzi, Warszawie. Tak się to obecnie poukładało, że grupy kibiców toczą dzisiaj zacięte boje słowne i niestety, nie tylko słowne. Powinno się to tymczasem sprowadzać do kibicowania swojej drużynie.

Myśli Pan, że jest szansa, żeby kiedyś te antagonizmy zostały wygaszone i derby stały się prawdziwym sportowym świętem Krakowa?
To bardzo trudna sprawa i nie wierzę, żeby było to możliwe w tym pokoleniu. Tutaj jest duża rola środków masowego przekazu. Również ludzi starszych, którzy powinni w większym stopniu oddziaływać na młodzież, gromadzącą się na obu stadionach. Brakuje mi również bardzo interwencji klubów, gdy na trybunach pojawiają się transparenty obrażające jeden i drugi klub. To nie wpływa korzystnie na atmosferę derbów i bardzo jej szkodzi.

Czy oba kluby nie powinny właśnie bardziej pacyfikować te antagonizmy?
Nie da się ukryć, że oba kluby niewiele robią, żeby stwarzać klimat bardziej przyjazny, a mniej agresywny. Być może nie jest to prosta sprawa, ale oba kluby powinny przynajmniej właśnie się starać. Być może to pomogłoby podnieść prestiż tych meczów. W tej chwili sytuacja jest taka, że wielu ludzi boi się przyjść na stadion. Boi się derbów. Chciałbym, żeby oba stadiony zapełniały się po brzegi całymi rodzinami. Trzeba pamiętać, że te nasze derby mają piękną, długą tradycję. Oba kluby są mocno wpisane w pejzaż Krakowa. Oba mają też wreszcie piękne stadiony. Marzy mi się, żeby można nazwać je teatrami sportowymi. Na pastwisku trudniej wymagać od kibiców zachowania takiego jak w takim sportowym teatrze. Na tych stadionach można już doprowadzić do sytuacji, żeby atmosfera była bardziej przyjazna. Dużo zależy też od zawodników, którzy powinni pamiętać o tym, że ich zachowanie też wpływa na to, co dzieje się na trybunach.

Przenosząc się na płaszczyznę czysto sportową... Mamy dzisiaj inne derby, w których gra więcej obcokrajowców niż Polaków. O rodowitych krakowianach nie ma już nawet co wspominać.

Rzeczywiście, kiedyś wielu zawodników obu klubów było krakowianami, którzy w dodatku poza boiskiem żyli z sobą w przyjaźni. Pamiętam doskonale, że Mieczysław Gracz przyjaźnił się z Edwardem Jabłońskim. Każdy grał dla swoich, ale później spotykali się, choćby na wspólnych pomeczowych obiadach.

Dzisiaj zawodnicy nie czują klimatu derbów. Kibice oczywiście próbują im to uświadamiać, ale odnoszę wrażenie, że to podejście dzisiejszych piłkarzy do derbów nie płynie z serca. Trudno mówić o wiślackiej czy pasiastej krwi.
Pocieszeniem dla wiślaków może być fakt, że w najbliższych derbach po długiej przerwie zagra wychowanek, Michał Czekaj.
To akurat cieszy, że tych kilku wychowanków gra ostatnio, bo prócz Czekaja również Daniel Brud czy Alan Uryga. Klimat derbów czuje też Patryk Małecki, który nie jest co prawda naszym wychowankiem, ale to wiślak z krwi i kości.

Na koniec proszę powiedzieć, jaki przebieg najbliższych derbów Pan przewiduje?
Wiosna dla Wisły jest słaba, ale coraz lepsza. Mecz z Podbeskidziem wykazał, że drużyna złapała już równowagę. Niewątpliwym problemem dla trenera Probierza będzie obsadzenie linii obrony przy tylu kontuzjach i kartkach. Cracovia gra natomiast o życie i na pewno zagra bardzo ambitnie. Jak to bywa w derbach, wszystko zdarzyć się może, choć ja oczywiście liczę na zwycięstwo Wisły.

Rozmawiał Bartosz Karcz

Trwa plebiscyt na Superpsa! Zobacz zgłoszonych kandydatów i oddaj głos!

Wybieramy najpiękniejszy kościół Tarnowa. Sprawdź aktualne wyniki!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska